Kolejne powroty w magiczną Czarnohorę fascynują mnie równie mocno jak dawniej i wciąż wywołują silny dreszcz emocji … Gdy przyjeżdżaliśmy tu w przeszłości, w nieznane sobie wtedy Karpaty Wschodnie i podziwialiśmy wysokie połoniny, oraz niesamowite doliny skrywające wsie jak z bajki, długo nie mogliśmy otrząsnąć się z potężnego uroku, jaki rzuciła na nas magiczna kraina. Góry później na długo nie były dla nas już takie same … Wtedy gdy po raz pierwszy ujrzałem Dżembronię miałem obawy : czy zdołam tu wrócić, czy ten świat nie zostanie dla mnie utracony? Dziś okazuje się że nie, i mimo że w Dżembroni bawiłem później parokrotnie, tak naprawdę teraz pisząc te słowa mogę stwierdzić że powrót okazał się wielce owocny, oraz równie fascynujący jak dawniej, gdy po raz pierwszy spojrzałem na Popa Iwana z rejonu Koszaryszcza, które ongiś ledwie naznaczyłem swą stopą. Dziś nie pójdziemy na grzbiet główny, przyjrzymy się bliżej dwóm niesamowitym osadom oraz niewielkiemu grzbietowi oddzielającemu obydwie wsie, odkryjemy również na nowo pewien dom – huculską, starą chatę, którą w przeszłości jedynie obchodziłem nie wiedząc wówczas jakie tajemnice skrywa w swym klimatycznym wnętrzu …
Najbrzydsza z pozoru droga potrafi być najpiękniejszą jeśli tylko otworzysz swą wyobraźnię … Ta biegnąca od Żabiego w głąb gór – wyboista i kręta, początkowo poprowadzona tuż nad urwiskiem, w głębi którego toczy swe wody Czarny Czeremosz ujęła mnie przed kilku laty. Kamienie, dziury i powolna jazda w zatłoczonej marszrutce były wtedy nieznanym szaleństwem, które zapragnąłem poczuć na nowo …
… I właśnie wciąż tam brak jakichkolwiek zabezpieczeń, a pojazd dosłownie przedziera się tuż nad krawędzią. Patrzę zza brudnej szyby – dzika górska rzeka toczy swe wody ostro w dół. Dawniej powszechne wówczas daraby, sterowane przez odważnych flisaków mknęły z zawrotną prędkością, dziś pozostały po nich wspomnienia – potężne klauzy są już rozbite i nie spiętrzają wody, jedynie rafting stał się tu popularny, jednak to nie to samo …
Jesteśmy w Dżembroni – wraz z Mariuszem Obszarnym wspinamy się boczną wiejską dróżką w kierunku Stepańskiego, na przeszło tysiącu metrach położonego przysiółka wsi. Tam w rejonie grzbietu Koszaryszcza kluczyć będziemy pośród licznych, huculskich chat próbując odnaleźć jedną szczególną, której fotografię posiadam w swym archiwum, gdyż lat temu sześć przechadzałem się tędy, nieświadomy tego co mógłbym zastać wewnątrz. Pisałem swego czasu relację z wędrówki na szczyt Popa Iwana, i dziś miłośnikom tej legendarnej góry pragnę przedstawić cenny przekaz, wręcz rarytas, choć oczywiście nie jestem pierwszym odkrywcą tych cudownie uchowanych, zabytkowych pamiątek bezpiecznie spoczywających w chacie nie mal vis-à-vis wspomnianego szczytu.
Chatę poznaję już z daleka – przeszła wprawdzie remont, lecz jej oryginalnej bryły nie mógłbym pomylić z żadną inną, przynajmniej w najbliższej okolicy. Idziemy odszukać gospodynię, pewnie zajęta jest codzienną pracą, której tu wysoko w górach nie brakuje.
Pani Maria z uśmiechem na twarzy przyjmuje nas w swym domu. Ta energiczna staruszka w wylewny sposób przedstawia nam krótką historię swego ojca Dmytra Iliuka, zatrudnionego przy pracach związanych z obsługą obserwatorium na Popie Iwanie, jego wątek przy tragicznym końcu „zamczyska” oraz zapał jaki towarzyszył mu przy budowie rodzinnego domu, który mamy przyjemność podziwiać od środka. Na zdjęciu powyżej Maria Iliuk pokazuje nam młynek do kawy, ocalały dzięki ewakuacji sprzętów z opuszczonego już wtedy obserwatorium.
Na ścianie między innymi wisi portret twórcy wspaniałej chaty Dmytra Iliuka. Znajdują się tam również cenne dla miłośników tematu obrazy lwowskich malarzy, którzy swego czasu stale gościli na stokach Koszaryszcza. Przyjaźniąc się z rodziną Iliuków, nabierali w cichym przysiółku natchnienia, tworząc w tym miejscu coś, co stało się określane jak „Karpacki Barbiozn„. Młynek do kawy stawiam na stół i wyobrażam sobie jego codzienną rolę. Kawę pewnie pił śp. Władysław Midowicz i reszta obsady …
Jest również zegar ścienny oraz lustro – tutaj w starej chacie tli się mała namiastka świata, który odszedł w zapomnienie. Widziany z okien, daleko hen w oddali Pop Iwan zwany również Czorną Horą, w magiczny sposób działa na mą wyobraźnię, gdy stoję w starej jadalni pośród pamiątek związanych z górą legendą, oraz z tym pięknym przysiółkiem Dżembroni, zwanym Stepańskim.
Żegnamy panią Marię i jej zaczarowany dom – jeszcze tylko ostatnie spojrzenie za siebie, by obraz utkwił w pamięci … Jesteśmy już niemal na grzbiecie Koszaryszcza, tu widoki jak z bajki zachwycają nie mniej niż z najwyższych czarnohorskich wierzchołków. Stwierdzam wręcz że miejsce to ma w sobie więcej uroku niż spojrzenie z grani głównej, którą przyjemność mamy możliwość podziwiać z grzbietu niższego niemalże o tysiąc metrów. W dole Dżembronia, jak na dłoni, z tyłu natomiast fragmenty rozległych Połonin Hryniawskich kuszą pewną aurą tajemniczości – tam niewielu piechurów dociera, choć są jeszcze sąsiednie Czywczyny, które dla turystyki niemalże nie istnieją … Pisałem o nich w przeszłości Tutaj, zapraszam dla odświeżenia raz jeszcze.
Na grzbiecie Koszaryszcza
Polna dróżka biegnie na północny zachód pomiędzy licznymi szałasami oddzielonymi od siebie woryniami ( widoczne po prawej cztery drewniane pale zamykające przejście ), można je ściągnąć by ułatwić sobie wędrówkę, należy jednak założyć je z powrotem, by zabezpieczyć ewentualne przejście pasących się zwierząt na sąsiednią łąkę.
Czy to realny świat? Wprawdzie w Czarnohorze jest już tłoczno – kierunek ku najwyższym górom Ukrainy przeżywa renesans już od kilkunastu lat, jednak fascynujące miejsca odkrywamy nie tylko na grani głównej, gdzie turystów spotkać możemy na każdym kroku. Boczne grzbiety oraz doliny, oferują nam wizualne szczęście jak i kulturowe spotkania w karpackim świecie pełnym historycznych zdarzeń wartych poznania przez rodaków odwiedzających góry Huculszczyzny.
Po drugiej stronie grzbietu leży Bystrzec, nieco ludniejszy od Dżembroni, choć nie tak rozległy, gdyż stoki są tu bardziej strome, a sama dolina jest długa i ciasna. Schodzimy do wsi ścieżką w pobliżu tak zwanej Chatki u Kuby, czyli drewnianego domku, w którym polak Kuba Węgrzyn udostępnia noclegi. Leśna ścieżka biegnie stromo w dół doprowadzając nas tuż pod brzegi potoku o nazwie tej samej co wieś. Zastajemy ciszę i spokój podobnie jak w Dżembroni – nawet na ławkach pod sklepem nie widać ludzi, jedynie od czasu do czasu wyboistą, pełną kamieni drogą, przejedzie łada lub gruzawik.
Bystrzec dla polskiego krajoznawcy i konesera Karpat Wschodnich kojarzy się przede wszystkim z postacią polskiego eseisty Stanisława Vincenza . Ten urodzony w Swobodzie Runguskiej piewca i znawca Huculszczyzny zasłynął głównie jako twórca epickiego cyklu Na wysokiej połoninie. Dziś w miejscu dawnego domu pisarza pozostały wprawdzie jedynie fragmenty podmurówki, postawiono tam jednak symboliczny krzyż huculski w roku 2010, kiedy to odbyła się uroczystość z udziałem miejscowych Hucułów oraz kapeli słynnego, niestety nieżyjącego już muzyka huculskiego Romana Kumłyka. Przedsięwzięcie zorganizowało Towarzystwo Karpackie.
Trakt wyprowadza nas ku dolinie Czarnego Czeremoszu. Zataczamy dziś sporą pętelkę, jednak do dawnego Żabiego pozostało wiele kilometrów. Przejdziemy się wzdłuż rzeki najpiękniejszą drogą w Czarnohorze, mimo wszystko wiedząc, że wkrótce wstąpimy na nią ponownie – podjedziemy dalej w głąb gór, do Szybenego, by wkroczyć na Połoniny Hryniawskie. Napiszę jednak o tym następnym razem …
Tekst i zdjęcia : Tomasz Gołkowski
Niesamowita fotorelacja . Potrafisz otworzyć ludzką wyobraźnię .
Dziękuję
Basiu dziękuję, te miejsca to pozycja obowiązkowa dla zwiedzających Czarnohorę, a mimo to zawsze można odkryć tam coś nowego.
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Wizyta u tej pani w domu i oglądanie pamiątek po jej ojcu to jak podróż w czasie . To naprawdę niezwykła rzecz, jestem pod wrażeniem 🙂 Pamieć o tych czasach świetności Polski, o Kresach której póki co jeszcze czas nie zatarł do końca… Ale coraz mniej będzie tych rzeczy przypominających że tutaj kiedyś była Polska… Bo kto o to zadba….
Witam
Mam tylko nadzieję że jeszcze nie wszystko zostało odkryte, ale niestety wiele zabytków niszczeje. W każdym bądź razie niezwykle cenne miejsce tam pod grzbietem Koszaryszcza istnieje.
Pozdrawiam Was serdecznie 🙂
Pamiątki z Popa Iwana i zdjecia wnętrza tego domu to legenda dawnych dni ż e to kiedyś było POLSKIE. Tomek co jeszcze odkryjesz czy robiłeś więcej zdjęć w tym mieszkaniu u p. Mari. Gratulacje za pomysł i reportaż.
Witam
Jacku wiele zdjęć nie robiłem, nie chciałem być natrętny, ale coś tam pewnie w folderze jeszcze się znajdzie :). W każdym bądź razie bardzo wartościowa trasa tego dnia się odbyła.
Pozdrawiam serdecznie
Na prawdę świetna relacja. Przenosisz czytelników nie tylko w inne rejony geograficzne, ale też jakby w inny czas. Wyobraźnia pracuje … Pozdrawiam
Witaj Dorotko
To nie tak daleko choć dojazd w głąb gór nie zawsze bywa bardzo łatwy, zależy też gdzie pojedziemy. W Karpaty Wschodnie będę wracać zarówno fizycznie jak i wirtualnie.
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Tomku, dzięki za wspólną wędrówkę. Fakt, trasa niezbyt długa, ale niezwykle urokliwa, a chata Iliuków piękna i gościnna..
pozdrawiam
Witam Mariusz
Nie wszystko poszło po mojej myśli odnośnie całości wyprawy, trochę też sprawy rodzinne wzięły górę. Mimo to myślę że któregoś dnia zechcesz wstąpić wspólnie na niejedną jeszcze ścieżkę. Wkrótce dam wpis o naszej wędrówce w Połoninach Hryniawskich.
Pozdrawiam
Jestem właśnie na świeżo po lekturze z forum karpackiego:
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/9384-Czy-w-Czywczynach-i-Czarnohorze-są-dobrej-klasy-hotele
I jak się okazuje, mój sąsiad zza płota brał udział w tej wyprawie, być może spotkaliście się gdzieś po drodze:-)
Widoki przednie, towarzystwo zacne, tylko zazdrościć takiej wędrówki, Tomaszu, pozdrawiam serdecznie.
P.s. Widzę, że znajomości blogowe owocują wspólnymi wypadami, bardzo to sympatyczne:-)
Witaj Mario
W Czywczynach to raczej hoteli nie ma 🙂 w Czarnohorze w całkiem niezłych zdarzyło mi się spać. Mariusz napisał do mnie kilka dni przed wyjazdem z zapytaniem czy nie wybieram się na Ukrainę no i zdążył.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Tomaszu, tytuł wątku forumowego mocno prześmiewczy, zresztą może wczytałeś się głębiej, to i widziałeś te różne miejsca, gdzie spała forumowa grupa:-) piękna pogoda, pewnie gdzieś wędrujesz:-)
Tak prawda, przejrzałem forum :)przyznam mimo wszystko że w Czarnohorze spaliśmy jedną noc w naprawdę dobrym hotelu. Ja właśnie wróciłem z dawno niewidzianych, lecz przeżywających chyba w tym roku apogeum komercji Tatr. Byliśmy całą rodziną, mimo tłumów wyłowiłem parę perełek, ale prędko tam nie wrócę 🙂
Właśnie dziś czytałam na onecie reportaż o Tatrach, jakie miejsca omijać, jak planować trasy, by uniknąć tłumów, ale jak zobaczyłam zdjęcie, a na nim kroczące jedna za drugą mróweczki na szlaku, to zwątpiłam:-) …
Przyznam że pobytu tam nie można nazwać odpoczynkiem, choć są pewne, zjawiskowe elementy, które utkwiły w pamięci. Na tatrzańskich, przepełnionych szlakach nie byłem od lat, ale wymyśliłem jedno rodzinne przejście, bardzo widokowe i stosunkowo puste. Może w przyszłości coś o tym napiszę 🙂
Wow! Ale tam jest pięknie. Nigdy w życiu nie byłem w górach – kiedyś jedynie na jakichś obrzeżach gdzie były małe pagórki. Ładniej tam jest zimą czy latem ?
Witam
Kwestia gustu, najlepiej doświadczyć tego osobiście.
Pozdrawiam
Twój blog jest rewelacyjny. Czytam i czytam i nie mogą przestać zazdrościć 🙂 Wszystkie miejsca, które opisujesz są niesamowicie piękne. Kocham góry i chciałabym kiedyś kupić mały domek gdzieś daleko, wysoko… ach, te marzenia…
Witaj
Pewnie takie marzenie ma większość z Nas, życzę Ci tego, choć sobie również, a na bloga zapraszam częściej. Znajdziesz tu mnóstwo artykułów, niektóre wprawdzie powoli się dezaktualizują, gdyż opisywane miejsca z czasem ulegają zmianom, nie mniej jednak potraktować je można jako dokumenty wspominkowe. Znakomita część z nich wciąż może służyć jako swoisty przewodnik po mniej znanych miejscach w Karpatach.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Mam w domu dwa takie młynki, ale one służą jedynie do dekoracji. Za nimi nie stoi taka historia. Czasem takie przedmioty budzą sentyment, choć nie mają jakiejś wielkiej wartości materialnej. Jak bańka na mleko po mojej Babci. Niby kawałek blachy, a jednak dla mnie cenna i jedyna pamiątka po Babci, której nie zdążyłam poznać, bo zmarła zanim ja się pojawiłam na świecie. A krajobrazy jak zawsze u Ciebie wyśmienite 🙂
Witaj Dusiu
To co po naszych przodkach trafia do nas jest jednak najcenniejsze. Tutaj było inaczej – te pamiątki które mogłem podziwiać daleko w huculskiej chacie tuż pod połoniną to wartość cenna dla miłośników Karpat jak i Kresów Wschodnich. Miło popatrzeć na te rekwizyty, które ponad pół wieku temu używano w legendarnym schronisku na szczycie sentymentalnej dla wielu góry. Pop Iwan to wspaniały punkt widokowy, ale też góra historyczna. A krajobrazy ? Mój aparat ich nie wymyślił 🙂
Pozdrawiam Cię 🙂
Pingback: Czarnohora – od strony zakarpackiej przez Szpyci do Bystrca | Karpacki las blog o górach