Pamiętam gdy w 2010 roku, nie znając jeszcze zarówno w teorii jak i w praktyce podstawowego podziału Karpat oraz większości pasm tego wspaniałego łańcucha górskiego poza Polską, postanowiłem wyruszyć w ukraińskie Karpaty Wschodnie. Byłem wówczas zafascynowany treścią podpartą wspaniałymi fotografiami albumu wydanego przez oficynę Ruthenus ” Czarnohora kraina połonin „. Był to dla mnie świat enigmatyczny w całej swej otoczce, znany jedynie z nazwy Huculszczyzna … Kołatała się z tyłu głowy pieśń ” … Tam szum Prutu Czeremoszu …” zasłyszana w dzieciństwie. Dekadę wcześniej rozpocząłem wędrówkę w polskich Karpatach a ściśle w Beskidzie Niskim, oraz w Beskidzie Sądeckim, które swego czasu opisywałem na blogu. Łemkowszyzna od Jaworek po Komańczę – kochałem to, jednak Huculszczyzna zdawała się być nadzwyczaj niesamowita. Wyobraźnia działała przez cały rok na progu drugiego dziesięciolecia XXI wieku.
Czarnohora – tam postanowiłem wyruszyć. Najwyższe pasmo górskie ukraińskich Karpat Wschodnich. góry zbliżone wielkością do Tatr Zachodnich, posiadające jednak w przeciwieństwie do nich połoniny, które znałem jedynie z czasów swych młodzieńczych wędrówek w polskich Bieszczadach. Czarnohora to jednak zupełnie inny rodzaj fascynacji. Bardzo pragnąłem tam być, zobaczyć inny odłam rusińskiej grupy etnograficznej. Idąc z zachodu na wschód – Łemkowszczyzna, Bojkowszczyzna, Huculszczyzna … Obraz kulturowy Karpat zawsze mnie zachwycał. Po raz pierwszy rok 2010, 8 lipiec – pamiętam jak dziś. Przekraczamy granicę w Krościenku i ruszamy w nieznane przez wsie, jakie pamiętam z dzieciństwa w latach 80 tych XX wieku w Polsce. Drewniane chaty, drogi które być może pokrył asfalt raz jeden w historii, być może pół wieku wcześniej i być może jednocześnie po raz ostatni. Drewniane cerkwie jak w Beskidzie Niskim, jednak w zupełnie innym stylu. Początkowo typowe dla bieszczadzkiej Bojkowszczyzny, nie tak stylowe, ale w przeciwieństwie do tych po polskiej stronie mieniących się „złotymi baniami”. Potężne stada krów, furki z sianem, prości życzliwi ludzie, drewniane płoty, sady oraz ogrody. Przydrożne drzewa owocowe, krzyże oraz kapliczki. Stare zaporożce, łady, kamazy, wołgi.
Droga prowadziła przez klimatyczne miasta galicyjskie : Sambor, Drohobycz, Stryj, oraz dawny Stanisławów, później Nadwórną, Worochtę i ostatecznie Werchowynę ( Żabie ). To duża górska miejscowość o charakterze miasteczka, będąca w czasach II Rzeczpospolitej największa gminą międzywojennej Polski. Gospodarz, Hucuł z krwi i kości przywitał nas serdecznie i ugościł nadzwyczaj szczodrze. Mam nadzieję że żyje i ma się dobrze. Był stateczny, ale niezwykle dobry i serdeczny.
Celem tamtejszej wyprawy była Howerla – najwyższa góra ukraińskich Karpat, narodowa góra Ukrainy i wspaniały punkt widokowy, nie tylko na rozległy grzbiet główny Czarnohory, ale również na sąsiednie pasma – Świdowiec, Gorgany, Beskid Huculski, Połoniny Hryniawskie, Karpaty Marmaroskie, a nawet Góry Rodniańskie w całości znajdujące się na terytorium Rumunii. Był to pierwszy wierzchołek ukraińskich Karpat Wschodnich, jednocześnie najwyższy i najbardziej znany. 2061 m n.p.m. bądź 2057 m, w zależności od źródła.
Pogoda wówczas nie dopisała, ale pojawiały się kilkuminutowe okienka widokowe, gdy na kilka chwil mgły się rozstąpiły. Wywarło to wówczas na mnie ogromne wrażenie. Pokochałem Czarnohorę nadzwyczaj mocno, ale to był ledwie wstęp do tego co później wielokrotnie doświadczałem w Karpatach Wschodnich. Kolejne wierzchołki oraz pasma nie tylko wzmagały we mnie podziw, ale również pragnienie realizacji kolejnych, jedynych i niepowtarzalnych podróży na wschód, do miejsc, o których niewiele przewodników napisano. Pełną relację z wędrówki na szczyt Howerli można przeczytać Tutaj
Bliźnica
17 lipca 2014 roku. Samotna wyprawa na wschód, bez ściśle określonego celu. Zaledwie dwa dni, to zbyt mało, by móc stawiać sobie jakiekolwiek zadania specjalne. Potrzebowałem odpocząć – poczuć podmuch wiatru w górach, rozejrzeć się. Nocnym pociągiem z Iwano – Frankowska, postanowiłem podjechać do Kwasów – zakarpackiej wsi huculskiej położonej pomiędzy Jaremczem a Rachowem. Wysiadłem wczesnym rankiem z pociągu, będąc jednocześnie pierwszy raz w miejscu rozdzielającym Czarnohorę od Świdowca. Dwa najwyższe ukraińskie pasma karpackie. Wyższa Czarnohora, po lewej, wschodniej stronie, Świdowiec natomiast po prawej zachodniej. W górach jak zwykle pada, nie mam się gdzie podziać. Wieś wydaje się rozległa, jednak o nocleg na jedną tylko dobę jest niezwykle trudno. Nie opłaca się – turyści korzystają zazwyczaj z ofert licznych agroturystycznych gospodarstw, jednak w okresie minimum trzydniowym. Po kilku godzinach udaje mi się jednak wynająć pokój w cenie 50 hrywien. Nie jest źle ale potrzebuję się przespać, choć czasu coraz mniej. Dziś pozwolę sobie tylko na krótki spacer po okolicy. Mam ochotę wspiąć się na okoliczne górki po stronie czarnohorskiej, a może też spróbować wejść na odległy Pietros, – jeden z sześciu najwyższych a jednocześnie jedyny dwutysięcznik, znajdujący się w Czarnohorze Zachodniej. Pozostałe pięć – Howerla, Brebenieskuł, Rebra, Gutin Tomnatyk oraz historyczny Pop Iwan, znajdują się w tak zwanej właściwej Czarnohorze. Zdobywałem te wierzchołki w innych okresach całej mej wschodnio karpackiej przygody. Niestety dziś nie dane mi będzie nawet zbliżyć się do wierzchołka potężnej góry. Wyruszyłem zbyt późno, pogoda się załamuje, a ja przygotowany jestem raczej typowo spacerowo. Osiągam Połoninę Menczył, bardzo widokową. Odbywa się tu jeszcze wypas owiec, nieczęsto już spotykany na czarnohorskich połoninach. Relacje z krótkiego spaceru po Czarnohorze oraz wędrówkę na szczyt Bliźnicy, najwyższej góry Świdowca można przeczytać pod linkami Spacer po Czarnohorze oraz Bliźnica
Pikuj
Kolejnym krokiem były Bieszczady Wschodnie oraz ich najwyższy wierzchołek, czyli stożkowaty wybitny wierch o nazwie Pikuj. Czasem okoliczni mieszkańcy nazywają również ten charakterystyczny szczyt Huślą. Na jego grzbiecie byłem dwukrotnie. Raz od strony niesamowitej górskiej wsi Husne Wyżne, innym razem od strony Biłasowicy. Za pierwszym razem była to niezwykła, samotna wędrówka, nocną porą z latarka czołówką i plecakiem z pełnym ekwipunkiem, ponieważ nocleg spędziłem w namiocie powyżej wsi. Zobaczyłem wówczas o świcie wilki zbiegające po stoku w połowie jeszcze zaśnieżonego grzbietu. Niezwykłe przeżycie i zawód z powodu niewystarczających możliwości przeciętnego wówczas aparatu fotograficznego i jednocześnie kiepskich umiejętności fotograficzno – filmowych. Widoki z wierzchołka zupełnie jednak zrekompensowały wszystkie bolączki wieku dziecięcego mej fotografii. Kolejny raz wyruszyłem na Pikuj ze wsi Biłasowica z człowiekiem, który zęby zjadł w ukraińskich Karpatach. Janusz Wojtasiewicz – nieoceniony druh, postać barwna i nietuzinkowa. Skromy dobry człowiek, niezwykłego hartu ducha i znajomości terenu. Pełen pasji oraz żywa encyklopedia wiedzy. Stał się dla mnie kimś bezcennym, ale wtedy poszliśmy w mgłę.
Najwyższy bieszczadzki wierzchołek w objęciach chmur, należy docenić jednak w statystyce. Tak ponurej atmosfery górskiej, jednocześnie pełnej w swej niesamowitości nie widywałem zbyt często. Pikuj w różnych odsłonach jest zawsze górą wyjątkową. Na pewno towarzystwo dodało uroku. Wpis dotyczący wyprawy na Pikuj z miejscowości Husne Wyżne, można przeczytać Tutaj
W miedzy czasie zwróciłem uwagę na post ciekawego podróżnika Adama Rugały, zachęcającego na swym blogu do zdobywania kolejnych wierzchołków górskich w ramach Korona Gór Ukrainy według Adama Rugały . Całkiem sensownie Adam przedstawił swój punkt widzenia podziału ukraińskich Karpat Wschodnich. Podjąłem więc rękawicę, dołączając do wspaniałego grona ludzi zafascynowanych górami Huculszczyzny oraz Bojkowszczyzny.
Kińczyk Bukowski
Tak więc postanowiłem zdobyć wierzchołek zakazany, położony na linii granicznej między Polską a Ukrainą, będący jednak według Adama Rugały również szczytem koronnym. Kińczyk Bukowski to według mnie najwspanialsza góra Bieszczadów – niedozwolona od polskiej strony, niezwykle widokowa, której zwieńczenie znajduje się pomiędzy słupkami granicznymi obydwu państw. Najwspanialszy widok na Bieszczady Wysokie po polskiej stronie ze wszystkimi najwyższymi szczytami roztacza się właśnie z Kińczyka Bukowskiego. Widać Tarnicę, Halicz, Rozsypaniec, Bukowe Berdo, Wielką i Małą Rawkę oraz połoniny Caryńską i Wetlińską. Oczywiście to nie wszystko. Po stronie ukraińskiej widzimy Bieszczady Wschodnie z kulminacją Pikuja oraz Ostrą Horę i Połonine Równą. Piękne, wyjątkowe miejsce, które warto zdobyć legalnie od ukraińskiej strony. Bieszczady Zachodnie w ogromnej części położone są na terytorium Polski, jednak niewielki ich skrawek tuż przed pasmem Bieszczadów Wschodnich, pokrywa również niewielki pas ziemi po stronie ukraińskiej, tuż przy granicy z Polską. Najwyższym wówczas wierzchołkiem Bieszczadów Zachodnich po ukraińskiej stronie byłby Kińczyk Bukowski. Nie wolno tego mylić z pasmem Bieszczadów Wschodnich. Wówczas najwyższym wierzchołkiem jest Pikuj, będący jednocześnie najwyższym punktem w całych Bieszczadach bez względu na granicę. Dlatego właśnie Adam Rugała dodał do swej listy Kińczyk Bukowski jako wierzchołek koronny. Odwiedziłem swego czasu Kińczyk Bukowski a wędrówka w jego oraz Opołonka rejonie, była być może najwspanialszą, najbardziej niesamowitą wędrówką w całych Bieszczadach. Wierzchołek niestety jest niedostępny turystycznie od strony polskiej. Można próbować od strony ukraińskiej powiadamiając jednak o tym fakcie placówkę ukraińskiej Straży Granicznej w Siankach. Prawdopodobnie udzielą wsparcia w osobie pogranicznika. Widoki na polskie Bieszczady Wysokie naprawdę są niezwykle zjawiskowe. Relację z wyprawy na Kińczyk Bukowski można przeczytać Tutaj
W czerwcu 2015 r. Janusz Wojtasiewicz namówił mnie na wyprawę dwudniową, w celu zdobycia dwóch kolejnych wierzchołków wzmacniających naszą pozycję w rankingu zdobywców Korony Gór Ukrainy. według Adama Rugały.
Magura Łomiańska
Pierwszy z nich położony po ukraińskiej stronie Gór Sanocko Turczańskich, niewielki, ledwie przekraczający 1000 m wierzchołek, niemal zalesiony z niewielką polanką, która jednak nie oferuje żadnych widoków. Jedynie niewielkie okienka pośród drzew ukazują drobne fragmenty niższych Bieszczadów po stronie polskiej. Stoi tam ogromny monument przedstawiający sowieckiego żołnierza. Poświęcony jest oczywiście ” wyzwalającej ” Armii Czerwonej. Na szczyt nie prowadzi żaden szlak. Należy kierować się według GPS ścieżką leśną, która jednak w wielu miejscach niknie pośród drzew i zarośli. Monotonię marszu i brak widoków z Magury Łomiańskiej rekompensują pięknie położone obszary wokół góry. Spokojne, ciche i senne wsie malowniczo rozłożyły się tam w dolinach górskich potoków. Drogi tutaj są najgorszego rodzaju i być może dlatego mało kto tu w ogóle dociera. Warto jednak wybrać się choćby na wędrówkę pieszą od wsi do wsi by podziwiać sielskie krajobrazy. Nigdy jednak nie udało mi się wrócić w bliską okolicę Magury Łomianskiej.
Stoh
Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się na Zakarpacie. Po raz pierwszy miałem wówczas okazję zdobyć Połoninę Borżawę oraz jej najwyższy wierzchołek Stoh. Niestety zdjęcia jakie wówczas zrobiłem nie nadają się do publikacji. Tak, nawet dziś brakuje mi doświadczenia i umiejętności, które dawałyby mi pełną satysfakcję z osiągniętych rezultatów, jednak te które zrobiłem wówczas były nawet niegodne amatora, trzymającego po raz pierwszy w życiu lustrzankę. Brudna matryca, podbite maksymalnie i bez żadnej świadomości ISO wystarczyło by zepsuć wszystko. Zapis w JPG oraz mało fotograficzna pogoda dopełniły reszty tej porażki. Obiecałem sobie wówczas, że postaram się tam jeszcze wrócić, ponieważ Połonina Borżawa, to wybitnie widokowe pasmo, choć stosunkowo niewielkie. Ponowna wizyta, dała już satysfakcjonujące efekty. Jesień na Borżawie jest wyjątkowa. Paleta kolorowych barw lasu i piękno samej połoniny, dostarczyły nam wrażeń, które godnie zamknęły wspaniały karpacki rok 2021. Później już nie było szans powrotu …
Relacje z obydwu wypraw znajdują się pod linkami Połonina Borżawa oraz Magura łomiańska
Hnitesa
Lipec 2015 rok. Jedna z najpotężniejszych i najbardziej wartościowych wypraw w Karpaty Wschodnie, tym razem do Rumunii, jednak sam pobyt w paśmie granicznym a ściślej na linii granicznej między Ukrainą a Rumunią, nakazuje umieścić treść o wydarzeniu niezwykłym oraz istotnym dla nas Karpatczyków, szukających przygód, eksplorujących obszary mniej znane, bądź zapomniane, dzikie i odludne. Hnitesa to jeden z dwóch najwyższych wierzchołków Gór Czywczyńskich – pasma stanowiącego graniczną część Karpat Marmaroskich, odciętą od cywilizowanego świata. Zamknięta dla turystyki przestrzeń, mimo wszystko historyczna i niezwykle ciekawa. Hnitesa, to góra legendarna, przez lata powojenne nieodwiedzana, wcześniej natomiast, również szerzej nieznana, choć dla Polaków istotna. W latach międzywojennych, najdalej wysunięty wierzchołek II Rzeczypospolitej, – punkt najdalej wysunięty był nieco dalej na południowy wschód, gdzie też co odważniejsi i dociekliwi, próbowali odnaleźć mityczne Rozrogi Wincentego Pola. Po raz pierwszy też, zaprosiłem na wyprawę w Karpaty Wschodnie, dwóch przyjaciół z kręgów wojskowych : Piotra Barana oraz Marka Cygana, którzy w późniejszym czasie stanowili niejednokrotnie trzon ekipy zmierzającej ku kolejnym podbojom Karpat Wschodnich. Opis owej wspaniałej wyprawy na wierzchołek Hnitesy można odnaleźć Tutaj
Ciuchowy Dział
Kolejną podróż na wschód odbyliśmy 25 maja 2016 r. aby zdobyć Ciuchowy Dział najwyższy wierzchołek Beskidów Brzeżnych, zaliczany do Korony Gór Ukrainy. Niepozorny szczyt długiego, w większej części zalesionego grzbietu. Prowadzi tam szeroka droga gruntowa przez teren wciąż funkcjonującej kopalni ropy naftowej. Marsz na szczyt rozpoczęliśmy wraz z Januszem od wsi Schodnica. Można cofnąć się i równoległym grzbietem Turków Dił zejść ostatecznie do Podhorodców. Sam wierzchołek nie należy do szczególnie pięknych, ale ciekawostką jest iż patrząc na północ można dostrzec zabudowania Truskawca. Na kierunku południowym rysuje się z kolei pasmo Beskidów Skolskich. Okolice te warto poznać ze względu na przeszłość. Są to tereny tzw. dawnej galicyjskiej Pensylwanii. Warto zorganizować wycieczkę objazdową, oraz przeczytać wcześniej fascynującą lekturę Martina Pollacka ” Po Galicji „. Przeniesiemy się wówczas do czasów gorączki czarnego złota, na ziemiach Schodnicy, oraz Borysławia. Wpis o wyprawie na Ciuchowy Dział można przeczytać Tutaj
W tamtym czasie poznałem wyjątkowo ciekawą osobę – młodego miłośnika przyrody, leśnika, fotografa, ciekawego świata włóczykija. Mariusz stał się z czasem nieodłączną częścią naszych wypraw i doskonałym towarzyszem, stającym zawsze na wysokości zadania przyjacielem. Pierwszą wyprawę zdecydował się odbyć ze mną i jednym z druhów z czasów wyprawy na Hnitesę. Nasze pierwsze karpackie wędrówki odbyliśmy na Połoninach Hryniawskich, a ściśle zdobywając najwyższy ich wierzchołek, Pohrebtynę.
Pohrebtyna
Lato 2016 r. Połoniny Hryniawskie to połoninne pasmo w ukraińskich Karpatach, które wielokrotnie podziwiałem z najwyższych czarnohorskich wierzchołków. Niestety przez wiele lat, nie miałem możliwości zorganizowania wyprawy w te nadzwyczaj urokliwe góry, które wprawdzie niższe od Czarnohory, stanowią bastion niezniszczonej jeszcze do końca przez cywilizację kultury huculskiej. Góry piękne i niezwykle widokowe, jedynie ta najwyższa, interesująca nas Pohrebtyna, jest wierchem w połowie zalesionym. Strona południowa jest całkowicie zamknięta dla oczu turysty. Możemy jedynie w pełni cieszyć się rozległym widokiem na stronę północną, stojąc przy tabliczce oznaczonej jako Pohrebtyna – Korona Gór Ukrainy. Niestety tak naprawdę najwyższy punkt znajduje się nieco wyżej, ale zważywszy na to iż las pokrywa ten punkt, zdecydowano się na umieszczenie tabliczki nieco niżej. Wróciliśmy na te rozległe stepy górskie raz jeszcze, to jest w 2021 r. Góry te ukazały nam swe kolejne wspaniałe oblicza. Relacje z obydwu wypraw zostawiam pod linkami Dwa dni przez połoniny Hryniawskie oraz Pasmo Kryntej oraz Skupowej
Połonina Równa
Lato 2017. Połonina Równa to pasmo położone na Zakarpaciu, doskonale widoczne gdy przemierzamy polskie połoniny, szczególnie w rejonie Halicza, Rozsypańca oraz Tarnicy. Potężny masyw górski sprawia ogromne wrażenie, gdy patrzymy nań od polskiej strony. W rzeczywistości jest to dość monotonne w podejściu pasmo zawierające w sobie jednak, kilka ciekawostek. Prócz Połoniny Równej, do pasma zaliczamy również Ostrą Horę oraz Lutańską Holicę. Pierwsza z nich to wybitny stożek, który niestety pewnego zimowego wieczoru nie udało nam się zdobyć. Zostało niewiele, jednak śnieg oraz zbliżający się wieczór, nakazały nam tuż przed szczytem głównym zawrócić. Opis tej, do końca nieudanej wyprawy znajdziecie tutaj. Połonina Równa jakkolwiek monotonna od strony północnej, posiada również nietypową możliwość podejścia od strony południowej. Od wsi Łumszory, przez Lipowiec możemy dostać się na szczyt autem, bądź piechotą dawną drogą wojskową z czasów radzieckich zbudowaną z płyt betonowych. Jazda na szczyt i z powrotem do wsi nie należy do bardzo bezpiecznych. Można stracić zawieszenie, lub przebić oponę. Dziury, oraz spory odstęp pomiędzy płytami, ( coś jak kanał w warsztacie samochodowym ), wystające druty zbrojeniowe oraz liczne strome podjazdy i zakręty. Na pewno taka wyprawa jest niezwykle emocjonująca. Na rozleglej połoninie istnieją do dziś pozostałości bazy rakietowej użytkowanej przez rosyjskich żołnierzy w czasach ZSRR. Przechowywano tu rakiety typu ziemia – powietrze, w celu obrony kraju RAD przed wrogami z zachodu. Na szczycie krzyż oraz obelisk. Doskonale widać stąd polskie Bieszczady, rozległą połoninę Grzbietu Wododziałowego z kulminacją Pikuja, oraz Połoninę Borżawę, a także Lutańską Holicę oraz góry Wyhorlatu. Wpis o Połoninie Równej można przeczytać Tutaj
Syhłański – Połonina Krasna
Lato 2017. Piękne zwieńczenie, niezwykłej zakarpackiej połoniny – poszarpanego przez rurociąg gazowy „przyjaźń” grzbietu połoninnego o nazwie Połonina Krasna. Krótką wędrówkę na szczyt odbyliśmy z Januszem w 2017 r. idąc z Przełęczy Prislop nad Kołczawą, oddzielającą Gorgany od Połoniny Krasnej. Jeśli trafimy na doskonałe warunki pogodowe, dostrzeżemy wówczas naprawdę wiele. Wokół piętrzą się Gorgany, Świdowiec, oraz Borżawa, a dalej Czarnohora oraz Karpaty Marmaroskie. Była to jedna z najspokojniejszych i lekkich wędrówek w Karpatach Wschodnich, a jednocześnie naprawdę przyjemna i widokowa. Nigdy już później nie wróciłem na Połoninę Krasną. Chciałem kiedyś, w przyszłości od innej, może południowej strony, ale dziś to niemożliwe. Pozostają wspomnienia oraz marzenia pod tytułem – Powroty w Karpaty Wschodnie. Relacje z wejścia na najwyższy wierzchołek Połoniny Krasnej, można przeczytać Tutaj
Jarowica
Lato 2017. Wysunięte na południowy wschód, położone tuż za Białym Czeremoszem pasmo górskie. Dla jednych Góry Jałowiczorskie, dla innych Góry Pokucko – Bukowińskie, rzadko odwiedzane przez polskich turystów, jako że położone za linią graniczną historycznej Polski, czy też w czasach zaborów Galicji. Północna Bukowina – tutaj możemy doszukać się już wpływów rumuńskich. Właśnie z tym krajem, tam za Białym Czeremoszem graniczy Ukraina. Miejsce mało znane, ale niezwykle swojskie. W górskich dolinach występują dość gęsto wsie huculskie, z których prowadzą liczne płaje na większe i mniejsze wzniesienia tamtejszej części Karpat. Wpis o Jarowicy oraz Tomnatyku możecie przeczytać Tutaj
Łunguł
Lato 2017. Góry Wyżnicko Strażowskie – ostatni bastion Karpat Wschodnich na terytorium Ukrainy. Tam daleko, daleko, widnieje na mapie nieznany, w całości zalesiony wierzchołek zwany Łunguł. Niestety droga na szczyt od strony przygranicznej wsi Ruska, jest niedostępny dla turystów ze względu na restrykcje związane z ochroną granicy. Niejednokrotnie zdarzało nam się wcześniej jak i później przeszukiwać linię graniczną, pomiędzy Ukrainą oraz Rumunią, ale tym razem pogranicznicy byli nieubłagani. Mimo wszystko przekazał nam jeden z nich informację dotyczącą wejścia na szczyt od drugiej strony. Nic prostszego – wystarczy podjechać około 20 kilometrów na północ i wejść na Łunguł od Przełęczy Szurdyn. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji. Nieznana nam dotychczas przełęcz choć w całości zalesiona to wielce ciekawa. Prowadzi na nią droga szutrowa, która przed pierwsza wojną światową pokryta była brukiem … Tak budowniczowie austriaccy zbudowali wówczas wspaniałą drogę, której śladów można szukać do dziś. Niestety obecnie to fatalnej jakości przeprawa, jedna z najtrudniejszych w całych Karpatach. Pisałem nieco więcej o Przełęczy Szurdyn oraz o wierzchołku Tutaj
Sywula
Czerwiec 2018 rok – samotna wyprawa w Gorgany, w celu zdobycia najwyższej góry najdzikszego pasma w Karpatach a może i w całej Europie. Sywula to wybitny wierzchołek wznoszący się na wysokość 1836 m n.p.m. Wyprawa ta, odbyła się w warunkach nie do końca sprzyjających ponieważ była nadzwyczaj spontaniczną oraz nawet w trakcie podróży nie do końca kontrolowaną. Posiadając raptem trzy dni możliwego pobytu za wschodnią granicą, potrzebowałem dostać się do Nadwórnej i jednocześnie liczyć na to że w miarę szybko uda mi się dotrzeć stamtąd w głąb gór do historycznej Rafajłowej, dzisiejszej Bystricy, którą miałem przyjemność przedstawić na blogu w opisie Pantyr. Marszrutki do Rafajłowej nie jeżdżą często, mimo iż osada ta jest położona zaledwie 30 km od Nadwórnej. Niezwykle fatalna jakość drogi między miasteczkiem a wsią dodatkowo negatywnie wpływa na komfort oraz czas podróży. Znalazłem się w Nadwórnej następnego dnia od czasu przekroczenia granicy, tuż przed południem. Na szczyt Sywuli wyruszyłem godzinę później idąc wzdłuż potoku Sałatruk i skręcając w pewnym miejscu na północ. Odezwała mi się nie wyleczona do końca kontuzja łydki. Długą chwilę zastanawiałem się nad sensem kontynuowania marszu. Byłem sam, pogoda zdawała się niepewna a stosunkowo późna pora dnia kazała przypuszczać iż na szczycie staną dopiero następnego dnia wczesnym rankiem, jeśli oczywiście nie wydarzy się nic nieprzewidzianego. Potężny ból i wzburzony potok górski … Te dwa czynniki weszły w interakcję. Podciągnąłem nogawkę do góry, ściągnąłem obuwie i wsadziłem nogę do lodowatej, piekielnie rwącej wody. Długo nie wytrzymałem. Po kilkunastu sekundach potworne szczypanie i pieczenie kazało mi wyciągnąć nogę z działającej niczym rehabilitacja po kontuzji wody. Dosłownie jak pralka „Frania”, ale z przeszywającą swym zimnem wodą. Czynność powtarzałem kilkukrotnie. Po 20 – tu minutach wysuszyłem nogę i posmarowałem maścią. Ruszyłem w trasę – śladu po kontuzji nie odczuwam do dziś. Tuż przed zachodem nadeszła ulewa. W ostatniej chwili udało mi się schronić pod widoczną ścianą lasu na Polanie Ruszczyna. Zmokłem jednak podczas rozbijania namiotu. Zrobiło się bardzo zimno, a ja przemoczony w niewielkim namiocie otwieram butelkę lokalnego samogonu, w który zdążyłem zaopatrzyć się we wsi przed wyjściem w góry. Pomogło – kilka łyków przed snem i nad ranem, gdy zimno nie pozwalało spać. Niesamowite! Niestety nie mam kuchenki na kawę, trudno. Z Polany Ruszczyna w stronę Małej Sywuli, następnie Sywuli Wielkiej jest już niedaleko. Potężna mgła nie pozwala liczyć na jakiekolwiek widoki, jednak stanąć na wierzchołku to mój obowiązek. Mijam początkowo ruiny dawnego polskiego schroniska górskiego z lat międzywojennych, a następnie już w rejonie Małej Sywuli stanowiska ogniowe z czasów I wojny światowej. Sywula Wielka tuż tuż – trafiłem wspaniale. W momencie, gdy stanąłem na niewielkiej przełączce pomiędzy szczytami mgła rozstąpiła się na tyle, że mogłem cieszyć oczy rozległymi widokami na potężne, rozległe gorgańskie pasmo. Widok niezapomniany, a radość niebywała. Pół godziny odpoczynku i powrót do wsi. Szczęśliwa droga powrotna i kolejne marzenia o powrocie w Gorgany. oczywiście udało się w kolejnych latach. Opisy pozostałych wypraw w Gorgany znajdziecie pod linkami Pantyr i Przełęcz Legionów oraz Popadia . Dwa niesamowite wierzchołki z ciekawą historią cenną dla nas Polaków. Dodatkowo zostawiam pełną relację o o Sywuli
Czywczyn
Sierpień 2018. Jedna z dwóch najwyższych w Górach Czywczyńskich, podobnie jak wspomniana wcześniej Hnitesa, również góra legenda, odwiedzana między innymi przez Hugo Zapałowicza, słynnego polskiego botanika czynnie badającego owe pustkowia na przełomie XIX oraz XX wieku. Odwiedziliśmy Czywczyn idąc pasmem granicznym od zachodu, zdobywając uprzednio czywczyński Stoh, na którego szczycie do dziś stoi tzw. triplex – jedyny w swym rodzaju owalny słupek graniczny oddzielający w latach międzywojennych trzy kraje : Polskę, Rumunię oraz Czechosłowację. Czywczyn, ogromny masyw oddalony nieco od linii granicznej, będący jednak sercem Gór Czywczyńskich. Widok dookolny iście epicki – wspaniałe wspomnienia niesamowitej dwudniowej wędrówki z Szybenego przez Banhof, Stoh, Kierniczny, Budyjowską Wielką, Czywczyniarz. Powrót z wierzchołka Czywczynu przez Połoninę Prełuczny, do Burkutu i dalej do Szybenego. Noclegi w szałasach, podjazd gruzawikiem ,sistiema, KSP, oraz worota i wieża wartownicza. Wszystko to, znajdziecie w opisach dwuczęściowej opowieści pod linkami Stoh, triplex oraz sistiema oraz Czywczyn, Połonina Prełuczny, Burkut
Rotyło
Lipiec 2019. Czysta mistyka … Co za szczyt! Długie lata minęły zanim zdecydowałem się podjąć temat zdobycia najwyższego wierzchołka Gór Pokucko – Bukowińskich, lub inaczej Beskidu Huculskiego. Bynajmniej nie dlatego, iż to wyzwanie trudniejsze od wszystkich innych. Nigdy wcześniej nie mieścił się w planach, które zazwyczaj oscylowały wokół Gór Czywczyńskich, Czarnohory, czy też Gorganów. Tu w Beskidzie Huculskim nie bywałem, choć to przecież bliźniaczy masyw dla Czarnohory w sercu Huculszczyzny. Być może wpływ na to miały mniejsze wysokości względne oraz położenie tych gór jakby w cieniu potężnej, słynnej i niezwykle ciekawej Czarnohory. Wybraliśmy się w końcu w Góry Pokuckie i … oniemieliśmy. Krajobraz górski wyjątkowo piękny, doskonale komponował się z tym kulturowym, który tak bardzo zawsze ceniłem szczególnie w Czarnohorze oraz w dolinach i przysiółkach Połonin Hryniawskich. Widoczność dookolna, Można zobaczyć nie tylko Czarnohorę, Gorgany oraz Połoniny Hryniawskie, ale również Czywczyn, pieczarki na Tomnatyku i wiele, wiele więcej. Wyprawę tę opisałem kilka lat temu, a jej pełny zapis możecie przeczytać Tutaj
Pop Iwan Marmaroski
Sierpień 2021. Wyprawa która z pewnością odcisnęła duże piętno wśród naszej grupy. Wraz z Mariuszem Obszarnym oraz Piotrkiem Baranem postanowiliśmy zdobyć najwyższą górę Karpat Marmmaroskich, po ukraińskiej stronie, czyli wybitny wierzchołek na samej linii granicznej miedzy Ukraina a Rumunią. Wspaniały, majestatyczny Pop Iwan Marmaroski. Przygody związane z tą niełatwą i na szczęście udaną wyprawą możecie przeczytać Tutaj
Przypomniałem pokrótce tylko te wyprawy, które stanowią plan realizacji zdobycia Korony Gór Ukrainy według Adama Rugały. Wierzchołków objętych w ramach tego rankingu zaliczyłem do tej pory 16, lecz wszystkich jest 24. Jeszcze 3 lata temu wyobrażałem sobie, że zamknę ten rozdział całej opowieści być może w 2023 roku, ale zbyt wiele jednak się zmieniło. Rad będę wrócić tam ot tak, po prostu, choćby na chwilę. Niezmiernie w to wierze przypominając sobie jednocześnie wspomnienia z innych wypraw w ukraińskie Karpaty Wschodnie.
Druga część wpisu ma charakter również retrospektywny, ale także zawiera w sobie reminiscencje o których nie wspominałem wyraźnie. Niuanse, kulisy wypraw, pewne ciekawostki z podróży, oraz nigdy niepublikowane zdjęcia, których wartość jest jednak dla mnie bezcenna. Proszę zostańcie jeszcze i przejrzyjcie fragmenty wielu magicznych wspomnień.
Pamiętna wyprawa na Popadię, z Markiem Cyganem oraz Piotrkiem Baranem. Góra położona w sercu Gorganów, słabo dostępna i wymagająca, zachowuje na swym wierzchołku jedną z najcenniejszych pamiątek z czasów Polski międzywojennej tj. słup graniczny z orłem, jeden z dwóch ostatnich, których było 33 – od Odry po Stoh …
Drugi taki, który udało nam się ocalić zeszłego lata wraz z Mariuszem Obszarnym znajduje się na wierzchołku Pantyru. Leżał wykopany i czekał na zwiezienie w dół do wsi. Dziś stoi znów i mam nadzieję że pozostanie jako świadek historii, aż go czas skruszy bądź świat się skończy. Dalej za Pantyrem historyczna Przełęcz Legionów i wyjątkowa podróż w przeszłość. Link o tej niesamowitej przygodzie zamieściłem już wcześniej.
Cudowne Koszaryszcze nad Dżembronią. Bywałem tam dwukrotnie i chciałbym więcej.
Tajemniczy Jar Perkałabu i jego ciekawostki. Warto zajrzeć Tutaj i przeczytać.
Pamiętny marsz w deszczu z Łubni przez Pliszkę do Szczerbina link Tutaj
oraz widokowa, spokojna wędrówka przez kostrzycę w Czarnohorze jak i …
… cudowny marsz w paśmie Połonin Hryniawkich przez Kryntą oraz Skupową.
Dziś gdy pomyślę o tym, wydaje mi się że nie ma takich miejsc, które zawładnęły mną na tyle silnie by móc cieszyć się całkowicie z faktu wyjścia za próg. Mam nadzieję że to tylko chwilowy stan i wkrótce znów ruszę przez bezdroża do upragnionego wymyślonego nowego celu.
Tak jak wtedy, gdy po kilku miesiącach rozbratu z górami, wybraliśmy się spontanicznie na Zakarpacie by zdobyć Ostrą Horę, jednak przeliczyliśmy się. Zgubił nas czas – zbyt duża odległość od granicy do wsi położonej u podnóża ostrej Hory. Zimą gdy dzień jest krótki należy liczyć się z niepowodzeniem, jednak cudownie było odetchnąć karpacką wsią, poczuć zimowy podmuch górski, gdzie mocny koniak wspaniale rozgrzewa w mroźną noc.
Fascynowały mnie marszrutki od pierwszego razu, gdy przeróżne tego typu pojazdy zobaczyłem na placu głównym czarnohorskiej Werchowyny. Dziś jeżdżą na wielu odcinkach nowoczesne już pojazdy, jednak wciąż zachwycają jeszcze wielokrotnie tradycyjne stare wehikuły, tak jak ten widniejący tuż za moimi plecami. To klasyk i wciąż wcale często spotykany. Jechaliśmy wtedy z Werchowyny do Dżembroni. Spotkałem kilku zakapiorów z Polski, dość dobrze już obeznanych w czarnohorskich klimatach. Porozmawialiśmy chwilę – zapytałem o bryndzę, którą chciałem kupić choćby w Dżembroni. Jeden z nich podbiegł szybko do kobiety stojącej niedaleko kolejnej marszrutki. Po chwili wrócił z kawałkiem bryndzy. Kupił mi ją od hucułki wracającej z targu do wsi. Była doskonała, ale później wielokrotnie przy piwie smakowała naprawdę wybornie, gdy kończyliśmy marsz i szykowaliśmy kolację.
Czarnohora w pełni lata, a ja ubrany niemal jak na plażę, w sandałach i spodenkach sportowych. Jedynie wielki plecak świadczy o tym że to nie plaża, a dosłownie morze połonin czarnohorskich i nie tylko. Sandały trekkingowe warto nosić w plecaku. Można ich używać naprzemiennie, gdy wysoki but niekoniecznie jest potrzebny, a noga ma szanse odpocząć.
Zamczysko, Biały Słoń, Twierdza. To pewnie tylko niektóre określenia dawnego obserwatorium astronomicznego im. Józefa Piłsudskiego, na szczycie Czornej Hory … Góra legenda, podobnie jak i ruiny, zwana powszechnie Popem Iwanem, przed laty właśnie Czorną Horą, podobnie jak całe najwyższe pasmo gór Ukrainy. Jeden najwyższych wierzchołków 2022 m n.p.m. Magia Popa Iwana znana jest szeroko, ale dziś te ruiny, po latach w dużej mierze odnowiono. Mam wiele wspaniałych wspomnień. Góra widziana z daleka ze wszech stron. Gdzie byś nie był i popatrzył w dal, zobaczysz charakterystyczny wierzchołek z punktem świadczącym o dawnych ruinach potężnej budowli, najwyżej położonej w przedwojennej Polsce. O tym jednak pisałem w przeszłości Tutaj
Pierwszy powrót do kraju z Karpat Wschodnich. Fascynująca Czarnohora żegnała nas mglistą, burzliwą aurą. Jest to jednak ukryte piękno. Od tamtego czasu już nigdy góry nie były takie same. Spojrzenie zza szyby Toyoty na fragment linii kolejowej, gdzieś w okolicach Worochty.
Północna Bukowina, zmierzamy w stronę Tomnatyka znanego dzięki potężnym pozostałościom dawnych radzieckich radarów. Pasterstwo wciąż tu się utrzymuje, Huculi tutaj mniej skorzy do rozmowy niż po stronie galicyjskiej. Idziemy do Saraty wsi, która zadziwiła nas swą atmosferą wynikającą z odgrodzenia, wyludnienia, jak i przygranicznej specyfice miejsca. Sarata to dziś dwa gospodarstwa i dziesiątki zrujnowanych pustych chałup. Jak nam przekazywał mieszaniec u którego nocowaliśmy, jeszcze kilka lat temu było tu gwarno i wesoło. Pokazywał, gdzie była plebania, gdzie dyskoteka, gdzie bar – wszyscy wyjechali …
Po raz pierwszy kopuły radarowe na Tomnatyku (Pamirze) dostrzegłem stojąc w 2015 r. na wierzchołku Hnitesy. Jednak już kilka lat wstecz, wiedziałem o ich istnieniu. Niestety w tamtych czasach, to był odległy, nierealny obraz, który przyszło mi samemu uwiecznić dopiero w roku 2017.
Niezamieszkałe już zabudowania Saraty. Niesamowite miejsce. Spokój i cisza, ale tak naprawdę pozorna. Wszędzie odbywa się ruch straży granicznej, czy to na quadach czy też samochodach terenowych.
W tym miejscu Perkałab przyjmuje wody Saraty, tworząc tym samym Biały Czeremosz, jedną z największych i najbardziej znanych rzek Karpat Wschodnich. W okresie Polski międzywojennej, Biały Czeremosz stanowił również granicę na kierunku wschodnim, pomiędzy Polską a Rumunią.
Wielokrotnie opisywałem Czarnohorę oraz przedstawiałem zdjęcia tego najwyższego pasma ukraińskich Karpat, ale nigdy dotąd nie publikowałem zdjęcia przedstawiającego tzw. Chatkę u Kuby, czyli magiczne miejsce noclegowe położone na północnych stokach Koszaryszcza, pomiędzy Bystrcem a Dżembronią. Może dlatego iż nigdy u Kuby nie spałem, choć spotkałem go kiedyś przed laty na jednym z płajów biegnących z Dżembronii w strone Koszaryszcza. Szedł z grupką turystów, zapewne jako przewodnik ,a może jako kolega chcąc przyjaciołom pokazać Karpaty. Powiedział wówczas, że Kuby nie ma w domu, a oni idą w stronę jak pokazał palcem Popa Iwana. My ruszyliśmy dalej na spacer, jednak już wieczorem po powrocie do naszego huculskiego gospodarza i po opisie człowieka jak i owej sytuacji, gospodarz z uśmiechem na ustach rzekł, że to był właśnie Kuba – cały Kuba …
Kuty – Kuty nad Czeremoszem. Raz jeden tamtędy przejeżdżałem, przez most … ale nie, nie ten historyczny, znany z czasu ewakuacji rządu polskiego do Rumunii. Tamtego już nie ma. Pozostałości przyczółków jedynie pozostały …
Góry Sanocko Turczańskie po stronie ukraińskiej, oczywiście nad samą Turką. Jedziemy na Zakarpacie, ale poprosiłem Mariusza by zwolnił. Widok był naprawdę piękny. Warto byłoby odbyć wędrówkę nad Turką – zawsze tylko przejazdem, w pośpiechu …
Najwspanialsze, ukazujące wartość ludzką zdjęcie, gdzieś w Bieszczadach Wschodnich. Na co dzień żołnierz – tu spędzający czas w okresie urlopowym, obdarowuje niesamowitą postać tym co ma w plecaku. Jeden z piękniejszych, bezinteresownych gestów świadczących o potędze duszy ludzkiej. Jeden z przyjaciół, bratnia dusza i wielki człowiek, nader skromny i uczciwy. Pamiętam, staliśmy tuż nad wsią na jednej z dróg polnych wiodących ku podgórskim łąkom. Piękna chwila, klimatyczny nastrój i te opowieści … Można zwiedzać, cieszyć się przyrodą, ale gdy brak relacji międzyludzkich, opowieść wydaje się wówczas niepełna.
Wędrowaliśmy wszędzie, gdzie wyobraźnia nas pchała. Tym razem zimą w okolicach Szczerbina, w czasie podejścia na niesamowitą Ostrą Horę.
Fragmenty wspomnień, gdy piliśmy piwo i koniak w Szeginiach, późną wieczorową porą, czekając na transport do Lwowa i stamtąd do przygranicznego Diłowego. Nie doczekaliśmy się grupy przyjaciół zmierzających podobnie jak my w Karpaty, jednak w innym kierunku, gdzieś w rejon Świdowca. Bardzo chcieliśmy się spotkać, choćby na chwilę, jednak utknęli na przejściu po polskiej stronie, a my musieliśmy się spieszyć, gdyż Andrij, nasz druh – szofer miał pełne ręce roboty.
Było wspaniale podczas nocnego postoju gdzieś w trasie. Gdzie my to jechaliśmy wtedy Janusz? Chyba na stronę zakarpacką, być może na Borżawę albo na Krasną. Jedno z moich ulubionych piw – prosto z Kałusza w klimatach CK Monarchii.
Bywaliśmy w Chyrowie, Samborze i dziesiątkach innych niewielkich, galicyjskich miasteczek, podobnych do siebie, zaniedbanych i biednych, ale niezwykle klimatycznych i spokojnych. Wszędzie drogi dziurawe, czasem zwykłe szutrowe …
Zwiedzaliśmy świątynie obydwu obrządków np. w Starej Soli, gdzie znajduje się zniszczony kościół pw. św. Michała Archanioła.
Pocisk utkwił w jednej ze ścian kościoła podczas ostrzału artyleryjskiego. Świątynia znajduje się w stanie ruiny, do której doprowadził pożar w w latach 70tych XX w. Niestety, być może nieświadomie gaszono pożar wodą zawierająca sól – pewnie z okolicznych, słonych źródeł. Nastąpiła wkrótce erozja ścian, a kościół do dziś nie został wyremontowany.
Cerkiew pw. Opieki Bogarodzicy. Tę świątynię obejrzeliśmy jedynie z okna samochodu. Już po zejściu z Czarnej Repy, rozpadało się okrutnie. Zawsze jednak powtarzałem, że w okolice Rożanki Wyżnej wrócić musimy.
Było niesamowicie na Czarnej Repie. Żadnych widoków, ale ta mgła … Zgubiliśmy się później na Zakarpaciu, w Nowoselicii, odnajdując się po stronie galicyjskiej … Niemożliwe? A jednak. Kolejne wspaniałe urywki niezapomniane.
Ludzie tworzą obraz Karpat. To oni są esencją tych gór, najwspanialszą prócz krajobrazów genialną otoczką. Spotkałem wielu na swej drodze ludzi, bardziej żywych i silnych niż gdziekolwiek indziej. Czasem pogrążonych w mroku …
… Jak tu, gdzie niemal w każdym zajętym rzędzie królował alkohol, ale również spokój, jakby marazm i zobojętnienie.
Dolina Czarnej Cisy oraz Prutu. Samotna podróż pośród gór. Od zakarpackiej miejscowości Kwasy rozłożonej miedzy Świdowcem a Czarnohorą Zachodnią, do Iwano Frankowska, dawnego Stanisławowa, przez Jaremcze oraz Worochtę.
Obrazy zza brudnych szyb elektryczki na wzburzone rzeki Karpat i wsie huculskie rozsiane wokół.
Zmęczeni ludzie wiozący towar ze wsi do miasta. Grzyby, jagody, drób. Niepowtarzalne, i … właśnie – jakby to było wczoraj.
Jechałem tak nieraz pośród burz i niepogód, w nocy jak i za dnia. Ludzie zawsze senni i zmęczeni – pomiędzy miastem a wsią, lasem a gospodarstwem.
Wsie nad Prutem nieznane z nazwy, zbyt szybko uciekają z oczu. Pociąg pędzi, a aparat nie zawsze nadąża. Nie raz marzyłem, aby przejść piechotą najciekawsze odcinki tej pięknej trasy. Nigdy nie starczyło czasu …
Równie piękna i spektakularna trasa kolejowa w ukraińskich Karpatach łączy Obwód Lwowski z Zakarpaciem. Szczególnie na odcinku Sianki – Wołosianka przejazd dostarcza ogromnych emocji.
Złapali mnie kiedyś i grozili, ale się wywinąłem. Kazali wykasować wszystkie zdjęcia z rejonu tuneli oraz torów – miejsce strategiczne … Dali na koniec wody ze studni i wymusili moje przyrzeczenie ” Zawsze w strefie przygranicznej będę trzymał się wytyczonego szlaku „.
Znów w pociągu, tym razem my, powracający z Wołowca, po dwóch dniach spędzonych na grzbiecie Połoniny Borżawy. Dostosowujemy się … Jak większość pasażerów, okrutnie zmęczeni.
Pani Maria Iliuk, gospodyni huculska mieszkająca w pięknej chacie huculskiej rozłożonej na stokach Koszaryszcza nad Dżembronią w przysiółku zwanym Stepański. W ręku dzierży młynek z czasów działalności polskiego obserwatorium astronomicznego na szczycie Popa Iwana. Być może mielił w nim kawę kierownik obserwatorium pan Władysław Midowicz. Pamiątek w izbie pani Marii znaleźć można więcej. Dziadek hucułki pracował jako robotnik przy obserwatorium. Nie mam wieści o pani Iliuk. Minęło kilka lat …
„Karpacki Barbizon”. Tak określano w latach międzywojennych XX w. miejsce na Stepańskim w Dżembroni, gdzie gościli liczni malarze lwowscy. Koszaryszcze nad Dżembronią było zakątkiem kultowym dla wielu artystów, którzy przyjaźnili się z rodziną Iliuków, znajdując u nich jednocześnie dach nad głową i odpoczynek. W chacie Marii Iliuk, wiszą na ścianie obrazy właśnie z tamtych czasów.
Hucułka z Bystrca, na stokach przysiółka Skarbki. Siedzieliśmy przy porannej kawie oparci o ścianę chaty. Zrobiłem kilka zdjęć.
Jedziemy przez Ilczi oraz Ardżeludżę w stronę Worochty, mijając procesję. Huculi to naród bardzo religijny. Tam wiara i tradycja, to mocno powiązane ze sobą składniki życia codziennego.
Gdzieś między Podchorodcami a Schodnicą. Pomyliliśmy ścieżki idąc na Ciuchowy Dział. Zamiast skręcić w prawo, już na grzbiecie, poszliśmy prosto przez Turków Dił i znaleźliśmy się w Podchorodcach. Zatrzymaliśmy okazję, by ponownie udać się do Schodnicy i raz jeszcze skierowć nasze kroki, tym razem już właściwą ścieżką, na najwyższy punkt Beskidów Brzeżnych.
Ach te wspomnienia Mnóstwo pięknych chwil i góry niezapomniane. Wielokrotne powroty i najwspanialsze przygody z najlepszymi ludźmi.
Taka ładna wieś zakarpacka o nazwie Prislop, rozrzucona jest na południowych stokach Grzbietu Wododziałowego. Zdjęcia zrobione z pozycji pasażera, gdy pokonywaliśmy szutrową wiejską drogę, w stronę przełęczy nad ową wsią. Niestety przełęcz dla auta osobowego okazała się nieprzejezdna. Zawróciliśmy więc, aby dostać się na stronę galicyjską przez wielce ciekawą i historyczną Przełęcz Wyszkowską. Opis Przełęczy Wyszkowskiej oraz kilka ciekawostek o Zakarpaciu, znajdziecie w moim wpisie wspominkowym sprzed kilku lat.
Ukraina – Karpaty Wschodnie 2010 – 2021 … Czy tam wrócimy? Wszystkim, którzy serdecznie gościli nas po drugiej stronie granicy, z którymi wypiliśmy masę zacnych trunków, Wszystkim dającym nam schronienie nad głową podczas burzy i deszczu, pamiętającym przegadane noce, wysoko na połoninach, składam serdeczne życzenia wszelkiej pomyślności oraz zdrowia. Dziś ja dzielę się tym czym mogę. Pomagajmy – dobro wraca!
Tekst i zdjęcia : Tomasz Gołkowski