Góry niezwykłe

Pamiętam czasy, gdy pierwszy raz odwiedziłem Beskid Niski. Mieszkałem wówczas w Nowym Sączu, i przez te kilka lat pobytu w tym mieście, miałem możliwość oglądania gór niemal codziennie, nie znając ich jednak wcale. Podróżowaliśmy w tamtym czasie po całym województwie małopolskim oraz podkarpackim jako przedstawiciele handlowi, mieliśmy więc możliwości by podziwiać z okien samochodu niejedną piękną panoramę. Wracając któregoś razu z Przemyśla do N. Sącza, i będąc już za Gorlicami, mój kumpel Mateusz skręcił z szosy głównej w lewo, mówiąc do mnie, że od dawna zastanawia go co znajduje się tam, na uboczu…

Była wtedy sroga zima ale pamiętam że gdy mijaliśmy wieś Klimkówkę i jezioro o tej samej nazwie, poczułem jakby ze zwykłej polskiej zimy zrobiła się nagle Syberia. Jakiś swoisty mikroklimat uderzył nas od przodu i z boku, i mimo że w aucie temperatura była taka sama, to z drogi asfaltowej zrobiła się po prostu szklanka, a las po obu stronach szosy wyglądał jak z baśni o krainie wiecznych śniegów i mrozów. Dojechaliśmy wtedy do Ujścia Gorlickiego, które było dosłownie zasypane śniegiem. Jadąc dalej, mijaliśmy wioski które sprawiały wrażenie oderwanych od rzeczywistości. Niemal w każdej stała drewniana świątynia, nigdzie natomiast nie widać było sklepów ani oznak jakiegokolwiek życia publicznego. Pamiętam widok dzieci wracających późnym popołudniem ze szkoły – szły jedno za drugim z latarkami i kijkami w ręku. Dowiedziałem się że to w celu ewentualnej obrony przed wilkami panoszącymi się po okolicy. Zadawałem sobie wtedy pytanie: co to za świat?…Jest taki niesamowity, inny od tego co widziałem dotychczas w Małopolsce i na Podkarpaciu. Gdy wyprowadziłem się po pewnym czasie z Nowego Sącza na dobre, po kilku latach, któregoś wieczoru przypomniały mi się owe zdarzenia, poczułem szczerą  tęsknotę do tych miejsc – wspominałem jak jeździliśmy autem w okolice Klimkówki, Małastowa, Bartnego i dalej – na Nowy Żmigród, gdzie szosa „dukielska” potrafiła być w zimie tak zasypana śniegiem wiejącym od strony Folusza, że dosłownie samochodem wbijaliśmy się w zaspę z której trzeba było odkopywać auto. Dalej na Krempną, Hyrową, ku Jaśliskom w okolicach których widzieliśmy ludzi obrządku wschodniego, zdążających na nabożeństwo w innym czasie niż my. Wszystkie te wspomnienia spowodowały że zacząłem wyszukiwać informacje o tych miejscach i tak  zrodziło się wielkie zainteresowanie wspaniałym regionem nazywanym Łemkowszczyzną. W przyszłości, gdy zamiłowanie do gór zaczęło narastać, wracałem tu coraz częściej, przeważnie w czasie urlopu – nad jezioro oraz do Wysowej, gdzie lubiłem spędzać czas w ciszy i spokoju. Organizując sobie piesze wycieczki, zacząłem dostrzegać kolejne osobliwości, takie jak: kamienne stare krzyże, drewniane chaty, zdziczałe sady owocowe, oraz cmentarze często ukryte w lasach.

Beskid Niski od wielu wieków zamieszkiwany był przez Rusinów, zwanych w późniejszych czasach Łemkami. Wytworzyli oni na przestrzeni lat, odrębną kulturę, zniszczoną bezpowrotnie z końcem II wojny światowej. Przemierzając przez długi czas Beskid Niski, zgromadziłem sporo fotografii przedstawiających pozostałości z czasów gdy naród ten żył tu w liczbie prawdopodobnie ok. 150 tysięcy. Dzisiaj po tej barwnej grupie etnicznej, pozostały szczątkowe społeczności zamieszkujące takie wsie jak: Bartne, Bodaki, Wołowiec, Gładyszów, Nowica, Przysłup, Zdynia, Wysowa, Ujście Gorlickie, Olchowiec, Wola Niżna oraz Komańcza. Oprócz reliktów łemkowskich, odnalazłem tu wiele miejsc upamiętniających czasy obydwu wojen światowych, np. cmentarze wojenne często ukryte w lasach, obeliski, niewybuchy…

Wrzesień 2011 roku…schronisko w Dołżycy…tutaj spotkaliśmy się z Mateuszem aby przyjrzeć się okolicy którą dotychczas mniej znaliśmy. Idziemy dzisiaj na Kanasiówkę (823 m n.p.m.). Poprowadzi nas tam fragment zielonego szlaku – Besko – Komańcza. Wędrówka nie będzie zbyt długa ale wyruszamy dość późno (16.00). Dwa kilometry za schroniskiem wchodzimy w las, szlak poprowadzi nas teraz na Średni Garb (822 m n.p.m.). Na szczycie znajdują się pamiątki z czasów wojny: liczne transzeje, okopy oraz leje po bombach. Mamy tu również węzeł szlaków turystycznych – można z wierzchołka zejść żółtym na Słowację, do miejscowości Danowa. My kierujemy się na prawo, mając przez pewien czas do dyspozycji trzy szlaki: czerwony, słowacki – łączący Wielki Bukowiec i Przełęcz Radoszycką(684 m n.p.m.) , niebieski – biegnący z Czeremchy do Przełęczy Radoszyckiej oraz zielony, którym rozpoczynając wędrówkę zamierzamy maszerować na szczyt Kanasiówki aby później zejść w dół szlakiem żółtym, do Wisłoka Górnego. Trasa którą podążamy, otoczona jest lasem. Dopiero wchodząc na kolejny szczyt – Danawa (841 m n.pm.),dostrzec możemy po lewej stronie niewielką polankę. Miejsce to, cechują fantazyjnie powykrzywiane brzozy oraz buki. Nie zatrzymujemy się jednak na długo gdyż do zachodu słońca niewiele pozostało już czasu a z doświadczenia wiemy że szlaki w Beskidzie Niskim nierzadko są źle oznaczone, zależy nam więc aby przed zmrokiem znaleźć się  w okolicach Wisłoka Górnego. Naszym kolejnym punktem na trasie jest Wielki Bukowiec (848 m n.p.m.), zwany inaczej Pasiką.

Stoi tutaj wieża obserwacyjna,stara i mocno zardzewiała. Zaryzykowałem wyjście na szczyt tej budowli z której widoki są ograniczone ze względu na drzewa porastające wierzchołek z każdej strony.

Ostatnią górą w dniu dzisiejszym jest Kanasiówka. Zanim jednak osiągniemy wierzchołek, dostrzegamy w lesie obelisk upamiętniający przekroczenie granicy czechosłowackiej, przez żołnierzy radzieckich.

Na szczycie kolejne świadectwo mrocznej przeszłości. Tym razem ukazała się pamiątka niebezpieczna – niewybuch z czasów wojny. Ogrodziliśmy go dookoła długimi patykami i wykonaliśmy telefon na policję. Zgłoszenie przyjęto, czyli dokładny opis i położenie znalezionego rekwizytu. Dzikie ostępy Beskidu Niskiego kryją w sobie wiele wciąż nieodkrytych, często niebezpiecznych elementów militarnych. Należy uważać i starać się nie schodzić ze szlaku , szczególnie w miejsca mocno pokryte runem leśnym. Jesienią gdy lecą liście z drzew, taki niewybuch idealnie komponuje się z tłem podłoża.

Kanasiówkę zdobyliśmy 10 minut później. Szybki rzut okiem na mapę i przygotowujemy się do schodzenia w dół. Żegnamy się tutaj ze szlakiem zielonym, wiodącym teraz do Moszczańca. Naszym przewodnikiem będzie szlak żółty. Prowadzi on przez las, małym łukiem na prawo do wsi Wisłok Górny. Dochodzimy do wioski tuż przed zmrokiem. Czeka nas teraz marsz drogą asfaltową przez Czystogarb do Komańczy. Noc już nastała gdy odnaleźliśmy drogę na prawo w kierunku Dołżycy. Jeszcze godzina marszu i wchodzimy do schroniska gdzie zastajemy siedzącego przy stole właściciela wraz z grupką miejscowych. Panowie zapraszają nas do towarzystwa, a my ceniąc sobie opowiadania tubylców, skwapliwie dołączamy wyciągając na stół butelkę żołądkowej. Czas na rozmowach i opowiadaniach bieszczadzko – beskidzkich, zleciał nam do późnej nocy. Była 3.00 gdy położyłem się spać. Nazajutrz rano, żegnamy się z gościnnym właścicielem, jestem pewny że wkrótce tu wrócę, mam zamiar powłóczyć się jeszcze po okolicy,znaleźć tajemnicze miejsca, posłuchać kolejnych opowieści…

Jeśli wpis zainteresował Cię, lubisz tematykę Beskidu Niskiego kliknij Tutaj – znajdziesz tam pod tekstem linki do pozostałych relacji dotyczących Beskidu Niskiego. Zapraszam serdecznie

Share Button

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.