W Górach Jałowiczorskich

Południowo wschodnie krańce ukraińskich Karpat to miejsce powszechnie nieznane, niemal niedostępne i jeszcze do niedawna w przewodnikach turystycznych nieopisywane. Zazwyczaj w świadomości funkcjonowało przekonanie iż ostatnim bastionem nawiasem mówiąc równie niedostępnym, i zdziczałym, były i są Góry Czywczyńskie, zawierające w sobie legendę rozrogów Vincentego Pola, także magiczną, pożądaną przez wielu, i tym samym wciąż tajemniczą Hnitesę. Ukrywają również barierę nie tylko fizyczną, ale i psychologiczną w postaci systiemy – stojących jeszcze zasieków na całej długości Czywczynów, wreszczcie pamiątki z czasów polskiej przedwojennej granicy, a wszystko to odgrodzone od reszty świata nieco bardziej cywilizowanymi Połoninami Hryniawskim, oraz górnym biegiem Czeremoszu. Miejsca o których wspominam, to obszary niezwykle działające na wyobraźnię, powodujące potężną chęć powrotu, niekończące się w eksplorowaniu i ekscytującym przebywaniu. Dziś znów znajdziemy się na progu tego świata, wędrować będziemy w zasięgu odbytych tu wcześniej wędrówek, lecz najpierw udamy się nieco dalej, gdzieś gdzie jeszcze nie dotarliśmy, po czym wrócimy przez lasy i połoniny, niemalże wzdłuż współczesnej granicy. 

Sercem Gór Jałowiczorskich jest jedna z najpiękniejszych przełęczy w Karpatach – Dżogol (Dżoguł), (1203 m). Dostać się w jej rejon jest zadaniem niezwykle trudnym. Próbować można z dwóch stron, i na różne sposoby, ale to poświęcenie. Brak odpowiedniego środka transportu, może być przeszkodą nie do sforsowania. Wynajęcie lokalnego gruzawika nie zawsze może nam się kalkulować. Pozostaje czasem wędrówka, jednak pieszo to ucieczka od świata codziennego na kilka dni. W wielu obszarach zasięg telefonii komórkowej zawodzi, zdarzają się kontrole paszportowe gdyż to strefa przygraniczna. Najbardziej mimo wszystko uciążliwy jest stan dróg prowadzących w góry. Na całej swej długości od Uścia Putyły do Szepotu Górnego, droga bywa fatalna, wręcz ocierająca się o dyskomfort psychiczny. jednak może nierzadko okazać się lepszym wyborem od trasy alternatywnej, (krótszej), biegnącej wzdłuż Białego Czeremoszu do Jałowiczory Wyżnej. Tam na wielu odcinkach Biały Czeremosz potrafi dokonać niszczycielskiego dzieła w okresie niepogód, gdy wezbrany nurt zrywa mosty i rozmywa fatalną mimo wszystko drogę. W takich warunkach, nawet latem podróż może okazać się nie możliwą dalej niż do Hołowczyny, gdyż wszelkich napraw nie zdąży dokonać tu nikt.

Droga przez nas wybrana – tutaj lepszy jej fragment, odcinek Szypot Górny – Przełęcz Dżogol – Jałowiczora Wyżna stał się mimo to kłopotliwy. Prawdopodobnie gdzieś  w  jej rejonie pęka jedna z opon w samochodzie. Wprawdzie docieramy jeszcze do naszej bazy wypadowej, jednak już na miejscu konieczna jest wymiana. Pozostałe odcinki trasy Uście Putyły – Jałowiczora Wyżna to kiepskiej jakości asfalt dziurawy do granic możliwości, bądź szutrowa droga rozmyta na wielu odcinkach przez deszcz.

Celem wyprawy jest widoczna na zdjęciu JarowicaKorona Gór Ukrainy u Adama Rugały, ale nie tylko. Nieco dalej, na kierunku południowym położony jest Tomnatyk zwany również „Pamirem”. To szczyt niepowtarzalny, legendarny wręcz w kręgach miłośników Karpat Wschodnich, zarazem prawdziwych koneserów tej części karpackiego świata. Aby dotrzeć w rejon obydwu wierzchołków i następnie móc kontynuować kolejny etap marszu w stronę południowego wschodu, musimy wejść na stosunkowo niedawno wytyczony szlak. Znajduje się on w górnej części wsi. Prowadzi w dużej mierze przez las odkrywający niekiedy polany, na których w niewielkim jeszcze stopniu odbywa się wypas.

Przeprawa przez Tarnikiwski Potok. Tutaj pomógł całkiem solidny mostek, jednak na wysokości wsi trzeba przeprawiać się w bród . Droga przez las, na sporym odcinku rozjeżdżona jest przez spychacze oraz gruzawiki. Odbywa się tu wycinka, las również nie należy do szczególnie pięknych, aczkolwiek  górne partie przybierają już miejscami charakter puszczański.

Wędrując w stronę niewielkiej przełączki poniżej Jarowicy, natrafiamy na kilka źródeł z wodą, w tym jedno podłączone do drewnianego poidła. Tego typu urządzenia przeznaczone dla wypasanych zwierząt, są w Karpatach dość częstym jeszcze zjawiskiem.

Pamir – mówią że pieczarki powstały w pierwszej połowie lat 80 – tych jako stacja radarowa byłego mocarstwa. Widziałem je w przeszłości z wierzchołka Hnitesy, choć już wcześniej zajęły mą uwagę w nielicznych tekstach dotyczących tego odległego krańca ukraińskich Karpat. Wtedy, z perspektywy jednego z dwóch najwyższych wierzchołków Gór Czywczyńskich były dużą ciekawostką. Dziś gdy widzę  je z odległości dwóch kilometrów potęgują me emocje.

Jarowica od strony północno wschodniej porośnięta jest lasem aż po wierzchołek. Cóż z tego skoro najwspanialsze widoki aż po łańcuch Gór Rodniańskich rejestrujemy od odkrytej na szczęście strony południowo zachodniej. Najbliższy jest Tomnatyk, jednak widać również Obczyny, a także pasmo graniczne wraz z Hnitesą oraz odległe Góry Suhard. Wszędzie gdzie oko sięgnie Karpaty … Tam w oddali leży Rumunia najbardziej karpacki kraj, a tu … kraniec południowej Ukrainy, stosunkowo niedaleko, nieco na południowy zachód rubieże dawnej Polski, tam gdzieś Rozrogi pamiętające dawne dzieje, a dziś … zamknięte dla wielu osady zagubione pośród gór – W dole leży Sarata, najbardziej wyludniona i niedostępna wieś karpacka w obszarach Ukrainy. Dojdziemy tam dziś przez Tomnatyk, kuszący nas od chwili gdy po raz pierwszy weszliśmy na połoninę. Jeszcze tylko kilka chwil i schodzić będziemy w dół, by po chwili znów wspiąć się na szczyt.

Między Jarowicą a Tomnatykiem. W starych barakach żyją jeszcze trudniący się pasterstwem ludzie. W zasadzie przebywaja na szczycie Tomnatyka wraz z inwentarzem, ale i tu niżej zauważyć można ruch.

Tymczasem wchodzimy w rejon szczytu. Początkowo wydaje się że jest pusto i cicho, jednak po chwili dostrzegamy siedzących w licznym gronie pasterzy, oraz rozproszone stado pasących się krów. Idziemy przed siebie ku białym kopułom, ciekawi co też zastaniemy wewnątrz.

Oto dawna stacja radarowa na Tomnatyku zwana Pamirem. Potoczna nazwa została nadana prawdopodobnie przez żołnierzy radzieckich, i tak utrwalona pozostaje do dziś w świadomości miejscowych, zapominających już o pierwotnym oronimie. Na szczyt biegła swego czasu dość wygodna droga szutrowa z Szypotu przez Przełęcz Semenczuk, zbudowana na potrzeby wojska, jednak w obecnych czasach jest niemal zarośnięta i w praktyce raczej nieprzejezdna. Ogromnych kopuł jest pięć, ich stan można określić jako zadowalający na tle analogicznie działającej  w przeszłości stacji radarowej, na najwyższym szczycie Połoniny Borżawy Stohu.

Wnętrza kopuł dziś są już puste, tylko w jednej istnieje jeszcze ramię radaru. Mimo to, gdy wchodzę do środka ogarnia mnie zdziwienie … Słyszę jakby dzwony i ich potężne echo, jak w największym i najstarszym kościele na ziemi. Przedziwna muzyka, w dawnym sowieckim kolosie … A dlaczego? Otóż wewnątrz schronienie upatrzyły sobie krowy mające przyczepione dzwonki do swych szyj. Nie spodziewałbym się takiej muzyki a jednak brzmi niesamowicie.

Droga prowadzi ku granicy, ale po chwili rozgałęzia się – na lewo w stronę przełęczy Semenczuk i dalej do Szypotu, natomiast w prawo ostro w dół do ukrytej dla świata Saraty. Pójdziemy właśnie tam, zobaczymy jak przebiega życie w miejscu gdzie praktycznie nikt nie dociera, a czas dawno temu już się zatrzymał

Sarata – opuszczona wieś w atmosferze zachodzącego słońca, sprawia smutne, przygnębiające wręcz wrażenie. Opuszczone domostwa jawią się niczym wraki okrętów na potężnym i ponurym gór i lasów oceanie. Idziemy pośród nich nie widząc  ani nie słysząc nikogo. Dopiero po środku osady na rozdrożu, dostrzegamy człowieka, który zaprasza nas na nocleg do szopy, pokazując jednocześnie małą wiatę, gdzie możemy przyrządzić posiłek, oraz wypić piwo. Wieczorem już, opowiada nam o Saracie, o tym że jeszcze kilka lat temu był tu sklep oraz klub w którym odbywały się potańcówki a ludzi też było znacznie więcej. Sarata zdaje się odchodzić w zapomnienie, choć powiedziano nam w późniejszym czasie tej kilkudniowej, podzielonej na rozdziały wyprawy, ze ponoć są perspektywy iż we wsi ma powstać kurort, jednak na pytanie : co z drogą dojazdową, zapadło milczenie…

Zupełnie w innej atmosferze wieś odebrać można o pogodnym poranku, gdy słońce przebija się przez mgły. Widać powyżej cerkiew, jedyny stosunkowo nowy budynek, niestety otwierany jedynie dwa razy do roku. Obok zamknięty, drewniany obiekt, to pozostałość dawnego sklepu.

Innego gatunku atrakcją tego miejsca jest dawna klauza, obecnie odbudowana jako urządzenie pełniące rolę elektrowni wodnej. Dawniej tego typu budowle służyły do spiętrzania wody w górnym biegu rzek, celem spławu drewna. Zbijano potężne bale w tak zwane daraby, po czym opuszczano śluzy w klauzach a potężna fala niosła z prądem drewniane tratwy, które niebezpiecznie potrafiły uderzać z impetem o skały powodując nieraz śmieć dzielnych flisaków.

Ostatnie spojrzenie na Saratę z drogi w stronę zastawy Kałynczi nad Perkałabem. Idziemy w otoczeniu Czeremoskiego Parku Narodowego na sam kraniec dawnej Polski, ku legendarnym rozrogom, pod współczesną granicę z udziałem innego już dziś państwa. Tam na rubieżach południowej Ukrainy rozpoczniemy nowy etap  tej wschodnio karpackiej wyprawy.

Tekst : Tomasz Gołkowski, zdjęcia : Tomasz Gołkowski i Janusz Wojtasiewicz

Share Button

10 komentarzy do “W Górach Jałowiczorskich

  1. Kamil

    Białe kule na szczycie góry robią niesamowite wrażenie, dla nich samych bym się tam wybrał ! Ale przyroda za kilka lat odbierze co swoje i one ulegną zniszczeniu lub rozebraniu 🙂 Chętnie pooglądałbym więcej zdjęć z Saraty, szczególnie tej cerkwi 🙂

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam Kamil
      Na Twoje życzenie opublikuję pozostałe zdjęcia Saraty na naszej grupie Facebook Echo Karpat, bądź na stronie Tomasz – Echo Karpat. Podobne białe kule stacji radarowej które opisywałem w przeszłości w artykule o Połoninie Borżawie, zostały zniszczone przez wiatr, choć te na Tomnatyku trzymają się jeszcze dobrze.
      Pozdrawiam Was serdecznie

      Odpowiedz
  2. Maria z Pogórza Przemyskiego

    Gigantomania i pycha ludzkiego umysłu … pieczarki, wyrzutnie rakietowe … natura po wielu latach zabliźni te rany, ale pomysłodawcom ani przez myśl chyba nie przeszło, że kiedyś w tych pomnikach potęgi człowieka krowy zamieszkają:-) Sarata troszkę przypomina Lipowiec pod połoniną Równą:-) widoki bajeczne, kwitnące łąki, choćby dla nich warto tam być, tylko, że „drogi przez mękę”; pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Podobna baza radiolokacyjna stała na najwyższym szczycie Połoniny Borżawy jednak tam kopuły zniszczył wiatr. Pozostały tylko fundamenty. Rzeczywiście Sarata mogłaby przypominać Lipowiec pod P. Równą, jednak tam wieś jakoś wygląda na zagospodarowana i mimo odosobnienia, nie ma tak potężnych odległości do realnego świata. W każdym bądź razie obydwie wsie są niesamowite.
      Pozdrawiam serdecznie Mario

      Odpowiedz
  3. Pingback: Połonina Borżawa | Karpacki las blog o górach

Skomentuj Tomasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.