Wyprawa w Bieszczady Wschodnie

100_0344

Jest maj 2011 r. Mam wielką potrzebę uciec na kilka dni gdzieś na wschód …Wybór podroży to  Bieszczady Wschodnie, miejsce mało znane, słabo dostępne i odludne. Mieszkam w Przemyślu , mieście przygranicznym, więc posiadam możliwość szybkiego przemieszczenia się ku granicy w Medyce. Mija więc niespełna godzina a ja przechodzę przez bramkę polską oraz ukraińską i staję po drugiej stronie … Jestem w Szeginiach, przygranicznej wiosce ukraińskiej – tam znajduję miejsce postoju tak zwanych marszrutek czyli busików którymi najłatwiej poruszać się po Ukrainie. Muszę dostać się do Sambora niewielkiego miasteczka a stamtąd pociągiem do wsi Sianki,  skąd wyruszę pieszo na bieszczadzkie szlaki. W środku busa zaduch niemiłosierny, a tłok nie pozwala nawet na rozprostowanie nóg. Ludzie gadają, krzyczą i śmieją się, a wehikuł pokonuje okropne dziury i wyboje na drodze która nieremontowana była pewnie od pół wieku. W końcu około południa docieram do Sambora, znajduję dworzec kolejowy i kupując bilet dopytuję o czas odjazdu pociągu do Sianek. Okazuje się że na pociąg ze Lwowa do Użgorodu  który zatrzymuje się w Samborze, a później między innymi w Siankach muszę czekać do godziny 17.00. Mam więc trochę czasu aby rozejrzeć się dookoła. Spaceruję więc po mieście które jednak wrażenia na mnie nie robi. To bardzo biedne i zaniedbane miasto i mimo że takie miejsca też potrafią być urokliwe Sambor jakoś nie zapada mi w pamięci. Zaznaczam jednak że rzuciłem na nie okiem pobieżnie stąd pewnie taka ocena. Wracam na dworzec, kupuję butelkę wody na drogę oraz kilka batoników które zapewne przydadzą się podczas wędrówki.

100B0400

Pociąg wjeżdża na peron. Wchodzę do środka a w środku szaleństwo … Ludzie w większości wracają z targu, z miasta.  Swojski smrodek, gdaczące kury, głośne rozmowy i pijaństwo. Po prostu chaos … Spotykam  się z zupełnie inną rzeczywistością … No cóż jestem w obcym kraju, obserwuję tylko zwyczaje i zachowania tutejszych obywateli. W trakcie kilku godzin jazdy, co pewien czas podchodzi do mnie – za każdym razem inny, lokalny pasażer i zagaduje częstując wódką. W ten sposób dojeżdżając do Sianek wypijam co najmniej pół litry 🙂 . W Siankach wysiadam trochę już zmęczony wrażeniami dnia, ale na peronie stoi patrol pograniczników … Wzmożone kontrole po obu stronach granicy to codzienność ze względu na problem uchodźców ze wschodu, nielegalnie przekraczających granicę w dzikich ostępach leśnych oraz na przełęczach górskich. Funkcjonariusze nie przepytują specjalnie, sprawdzają jedynie paszport, i na koniec życzą mi dobrej pogody i szczęśliwego powrotu do kraju. Jest godzina 22.00, szukam po ciemku, z latarką na czole miejsca do spania. Jest bardzo ciepło, wyciągam tylko karimatę i śpiwór, nastawiam jeszcze budzik na 6:00 po czym zasypiam w momencie.100_0350Kierunek Przełęcz Użocka

Idąc trzymam się trasy kolejowej, która przez perewał kieruje się na Zakarpacie, do Użgorodu. Przed samą przełęczą skręcam na drogę gdzie trafiam wprost na budkę pograniczników – znowu kontrola paszportów i „sto pytań do…” Po 15 minutach puszczają mnie wolno. Za przełęczą wchodzę ponownie na tory które położone są wyżej od drogi, co sprzyja lepszemu podziwianiu krajobrazów. Po około dwóch kilometrach otwiera się przede mną spora polana z której doskonale widać Ostrą Horę. Na polanie dostrzegam wiatę – dobiegają stamtąd odgłosy dwóch Ukraińców, którzy zauważając mnie proszą do siebie. Myślę że dobrze mi zrobi chwila odpoczynku, siadam wiec obok, przedstawiam się i mówię skąd przyjechałem. Koniecznie chcą napić się z obcokrajowcem i posłuchać co przybysz z Polski ma do powiedzenia … Jest upał, żar leje się z nieba ale nie chcąc obrażać gościnnych tubylców wypijam za ich zdrowie kilka kieliszków naprawdę zacnego samogonu. Jednak rozmowa nie trwa zbyt długo. Starszy z nich kompletnie pijany wsiada do wysłużonej Łady stojącej opodal i zjeżdża krętą, kamienistą drogą do wsi leżącej niżej w dolinie. Nie zdążam oswoić się z tym widokiem, gdy widzę jak drugi z nich kiwając się na nogach mamrota że idzie do pracy i że nasza droga przez pewien czas przebiegać będzie w tym samym kierunku. Myślę chwilę, że w Polsce różne rzeczy widziałem ale nie jestem w stanie pojąć tego że ten człowiek w takim stanie może podjąć się jakiejkolwiek roboty. Dziękuję za gościnę i towarzystwo ale odmawiam. Myślę że lepiej będzie jeśli nasze drogi tu się rozejdą co jak później ma się okazać mogło nie wyjść mi na dobre…

100_0442

Idę pomału po torach, upał daje się we znaki a w nogach czuję działanie bimbru. Wzdłuż torów co jakiś czas widać ścieżkę i namalowane na drzewach znaki czerwonego szlaku, jednak z trasy kolejowej wciąż widoki są lepsze ze względu na odsłonięty teren. Po godzinie marszu pojawia się tunel który przebija się przez górski garb. Z ciekawości wchodzę do środka i idę ku jego drugiemu wylotowi. Gdy jestem już po drugiej stronie zauważam niestety że po raz kolejny mam do czynienia z pogranicznikami. Tym razem nie jest już łatwo, robi się wręcz nieprzyjemnie ze względu na to że trasa kolejowa którą przemierzam piechotą jest zakazana dla pieszych, zarówno Ukraińców jak i obcokrajowców. Jestem w samym środku dawnej radzieckiej sistiemy ... Cała granica była w tamtych czasach ogrodzona drutem kolczastym w dodatku pod napięciem. Mimo upadku komunizmu wciąż w Ukraińcach pokutuje chyba przeświadczenie o wrogach z zachodu chcących wydrzeć tajemnice państwowe. Czuję się pod spojrzeniami tych ludzi straszących mnie milicją i aresztem jak jakiś szpieg który po kryjomu przedostał się na terytorium ich kraju. Z opresji ratuje mnie Ukrainiec  z którym jeszcze kilka godzin temu wznosiłem toasty za powodzenie imprezy Euro 2012. Okazuje się, że pracuje w ukraińskiej straży granicznej, to właśnie jemu nie mogłem się nadziwić że taki pijany szedł do pracy … Teraz też zaczynam rozumieć, że nie na darmo zapraszał mnie abym szedł razem z nim wspólną drogą. Tego mi jednak wtedy nie wytłumaczył. Obiecujemi że wstawi się za mną u komendanta i nakazuje zachować rozsądek. Wkrótce jestem świadkiem kłótni z przełożonym w mojej sprawie. Po chwili sam komendant przeglądając mój aparat fotograficzny nakazuje usunąć kilka zdjęć, szczególnie tych zrobionych w tunelu i jego bliskiej okolicy. Pytam dlaczego mam to usunąć? Ten warczy na mnie, że jeśli złapie mnie patrol lub jego przełożony i zobaczy te zdjęcia, zarówno on i ja będziemy mieć duże problemy.  Usunąłem więc zdjęcia, na szczęście nie wszystkie, a gdy zauważam że mi odpuszczą, spokojnie bez okazywania radości zaczynam zbierać się do wymarszu.

100_0456

Ludzie Ci z początku agresywni i wrogo nastawieni ze zrozumieniem pozwalają mi napełnić wodę z pobliskiej studni, następnie wskazują legalną drogę mojej wędrówki. Nie oglądając się już za siebie ruszam drogą w dół do Użoka – wsi z której mam zamiar udać w stronę głównego grzbietu Bieszczadów Wschodnich. Użok to miejscowość leżąca na trasie Lwów – Użgorod. Znajduję tam restaurację przy drodze. Serwują tam całkiem dobry barszcz ukraiński, zamawiam porcje, i po spożyciu ruszam w drogę. Moim celem jest Husny – prowadzi tam wyboista polna droga na prawo od Użoka. Mam nadzieję tam przenocować, muszę się spieszyć bo jest już po południu. Po dwóch kilometrach od drogi w Użoku zaczyna się prawdziwa bieszczadzka atmosfera, góry się spiętrzają i nie widać śladu cywilizacji. Wędruję trzy godziny podziwiając nieskażoną przyrodę i w końcu dostrzegam przed sobą  drewniane domy porozrzucane od siebie w sporej odległości. Wchodząc do wsi lecz nie widzę żywego ducha, osada jakby wymarła a domy które mijam są stare i mocno zniszczone. Gdy dochodzę do końca górnej części wsi nareszcie widzę człowieka. Siedzi na ziemi stary, sędziwy dziadek i pozdrawia mnie po Ukraińsku „Dobry dień” odpowiadam mu grzecznie i przyglądam się z ciekawością. Starzec równie albo i bardziej zdziwiony obecnością obcego człowieka pyta czy mam co „Zakurić”. Odpowiadam grzecznie że ja nie palę co bardzo go zafrasowało gdyż wyznał po chwili że on bardzo dawno nic nie „Kurił” i marzy wprost o takim luksusie. Oferuje mi jednak nocleg na co się nie zgadzam gdyż z całym szacunkiem dla niego warunki jakie u niego panowały były dla mnie nie do przyjęcia. W starej Bojkowskiej chyży panował smród po którym człowiek nie mógł powstrzymać się od odruchu wymiotnego. Myszy skakały po łóżku, resztki jedzenia na talerzu obsiadły muchy. Dziękuję dziadkowi za dobre chęci, zostawiam jedynie pod drzwiami plecak i proszę o przypilnowanie gdyż mam chęć rozejrzeć się po okolicy która nęci mnie swym urokiem.

100_0493

Bieszczady Wschodnie przypominają nasze polskie, jednak niemal całkowicie pozbawione są zwiedzających. Nie spotykam tu żadnego turysty, a we wsi czuję się jak w świecie z XIX wieku. Nie mogę jednak sobie pozwolić na dłuższą eksplorację ponieważ trzeba pomyśleć o miejscu na nocleg. Wracam więc do staruszka, odbieram plecak, dziękuję raz jeszcze i wracam się z powrotem w dół wioski. Kilka godzin wcześniej zanim zobaczyłem pierwsze wiejskie zabudowania zwróciłem uwagę na strumyk po lewej stronie. Za strumykiem było palenisko i mała wiata służąca pewnie jako schronienie przed deszczem. Już wtedy wiedziałem że będzie to moje miejsce na nocleg. Bez trudu odnajduję ścieżkę prowadzącą do strumyka, przechodzę po drewnianej kładce na drugą stronę, rozkładam  swój sprzęt i zabieram się do rozpalania ogniska. W górach Ukrainy można legalnie nocować na „dziko” nie obawiam się więc wizyty strażników leśnych. Gotuję wodę w garnku i smażę kiełbasę którą zakupiłem wcześniej w Użoku. Po skończonym posiłku rozkładam karimatę i śpiwór pod wiatą. Słyszę nagle kroki za plecami, odwracam głowę i widzę człowieka który zmierza w stronę drogi do wsi. Pozdrawia mnie i ostrzega abym nie nocował w lesie bo mnie „wołki” zjedzą, na co odpowiadam że ja się „wołków” nie boje bo mam latarkę z mocnym światłem i ostrą maczetę do obrony. Kwituje to uśmiechem i odchodzi w swoich sprawach. Niedługo potem zapada noc bardzo ciepła i gwiaździsta. Górskie czyste powietrze i głęboka cisza powoduje że zasypiam bardzo szybko. Niestety budzik nastawiłem już na 5 -tą rano, więc z niechęcią podrywam się wkrótce po usłyszeniu alarmu. Czas nagli, gdyż jeszcze dziś muszę być z powrotem w Siankach – stamtąd odchodzi przed południem pociąg powrotny do Sambora .

11052012214

Pakuję się po czym jem szybkie śniadanie i ruszam w drogę. Wkrótce znajduję się z powrotem w Użoku, jednak z wiadomych powodów nie wracam na szlak kolejowy, tylko udaję się drogą asfaltową na Przełęcz Użocką i dalej do Sianek. Staram się iść szybko choć droga biegnie cały czas pod górę. Kilka kilometrów za Użokiem pojawiają się serpentyny. Pokonuję je w półtora godziny i docieram na przełęcz. Z budki wartowniczej wychodzi dwóch funkcjonariuszy, aby kolejny już raz skontrolować mnie podczas tej podróży. W tym momencie od strony serpentyn wjeżdża na przełęcz stary, rozklekotany Zaporożec. Pogranicznicy pytają dokąd idę a gdy odpowiadam że do Sianek, jeden z żołnierzy pyta szofera: czy jest możliwość podwiezienia mnie do wioski. Kierowca wyraża zgodę. Wsiadam więc przez tylne drzwi, podziękuję strażnikom i po kilkunastominutowej szaleńczej jeździe starym wehikułem, drogą dziurawą jak szwajcarski ser docieramy do Sianek. Kierowca wskazuje mi drogę w stronę stacji kolejowej i rusza w dalsza podróż. W kasie na stacji  kupuję bilet i po niespełna dwóch godzinach oczekiwania wracam do Sambora. Drogę całą przesypiam, budzę się instynktownie 15 minut przed wjazdem do Sambora. Wysiadam z pociągu, jest dość późno, a ja muszę jeszcze przecież znaleźć transport do Szegini. Naprzeciwko dworca kolejowego na ogromnym placu stoją marszrutki i tłumy ludzi. Dobre pół godziny zajmuje mi odszukanie pojazdu udającego się do granicy z Polską. Gdy w końcu odnajduję właściwy pojazd, okazuje się że wyjedziemy z opóźnieniem ponieważ zdezelowana marszrutka uległa awarii. Kierowca dość ostentacyjnie wygraża swej wysłużonej maszynie w trakcie kilku prób odpalenia bestii. Zastanawiam się czy jest trzeźwy czy pijany.

100_0486

Cudem jakimś, po godzinie walki kierowcy z maszyną, wyjeżdżamy z Sambora. Mam tylko nadzieję, że ten wrak nie rozłoży się gdzieś na odludziu. Mijamy Mościska i kilka mniejszych wiosek. Ukraina sprawia wrażenie kraju który wciąż tkwi w szponach komunizmu. Zniszczone , nieremontowane drogi, stare wysłużone Łady i Zaporożce. Drogą krajową pędzą stada krów i wszędzie dookoła widać jadące furmanki z sianem. Ludzi dotyka bieda i brak perspektyw, jedynie w każdej wsi widać blask kopulastych wież odnowionych cerkwi. Mimo takiego ponurego obrazu życia codziennego zachodniej Ukrainy, sam kraj jest piękny a ludzie bardzo gościnni.

100_0424

Docieram późnym wieczorem do Szeginii. Na szczęście o tej porze, na granicy nie ma już tłumów. Sprawnie przechodzę bramkę ukraińską jak i polską. W Medyce szybko wsiadam do busa i po godzinie jestem w domu.

Wyprawa w Bieszczady Wschodnie sprawiła mi ogromną frajdę. Mogę tylko żałować że z powodu braku czasu nie dane mi było wejść na połoniny . Traktuję więc tę przygodę jako rekonesans. Mam nadzieje na szybki powrót w te strony. Połoniny Karpat Wschodnich kuszą mnie i motywują do zorganizowania większej wyprawy.

Oczywiście od czasu ukazania się tego artykułu, bywałem nieraz w Bieszczadach po stronie ukraińskiej. Kilka kolejnych artykułów zdążyło ukazać się w ostatnich latach. Jeśli wpis zainteresował Cię, lubisz tematykę Karpat leżących po stronie ukraińskiej kliknij Tutaj – znajdziesz tam pod tekstem linki do pozostałych relacji dotyczących ukraińskich Karpat. Zapraszam serdecznie.

Tekst i zdjęcia: T. Gołkowski

Jeśli wpis zainteresował Cię, lubisz tematykę Karpat leżących po stronie ukraińskiej kliknij Tutaj – znajdziesz tam pod tekstem linki do pozostałych relacji dotyczących Karpat ukraińskich. Zapraszam serdecznie.

Share Button

14 komentarzy do “Wyprawa w Bieszczady Wschodnie

  1. Maria z Pogórza Przemyskiego

    Jakże mi są znajome te opisy ukraińskiej rzeczywistości; byliśmy kilka razy w górach, zdobyliśmy Howerlę, połoninę Równą, a także pokręciliśmy się po Beskidzie Skolskim; drogi masakryczne, drogówka polująca na Polaków za łapówką; ostatnim razem tak dostaliśmy w kość, że mąż powiedział, iż jego noga długo tam nie stanie; szkoda, takie góry, niedaleko od nas, a tyle trudności do pokonania; trudności może stąd, że jeździmy zawsze swoim pojazdem, serce boli, kiedy pokonuje się te dziury w drodze, ale jest się niezależnym od komunikacji publicznej; jeździliśmy zawsze przez przejście w Krościenku, w Samborze jedliśmy na stacji pyszne czeburieki; myślę, że za jakiś czas, kiedy uraz minie, znowu tam wyruszymy, bo warto; pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj Jacku
      Przygody na Ukrainie to dość powszechna sprawa :), ale wiesz… naprawdę zawsze coś mnie gna na ten wschód 🙂
      Pozdrawiam serdecznie

      Odpowiedz
  2. Bazyli

    w jakim jerzyku się tam porozumiewałeś ,chciałbym zwiedzić te rejony ale martwie się trochę o problemy z komunikacją

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Jeśli nie znasz ukraińskiego, mów po polsku, zrozumieją Cię. Po rosyjsku nie rozmawiaj mimo że rozumieją ten język …
      Pozdrawiam

      Odpowiedz
  3. jacek przewodnik świętokrzyski

    Pane Tomku ten opis jest niesamowity dwaj znajomi pijani w 4 dupy jeden wsiada do łady i jedzie na zbity pysk drogą w dól a drugi nie mniej pijany od pierwszego idzie do pracy na granice . Co to za świat gdzie Pan był czy Pan się nie boi tak chodzić samemu i ten nocleg gdzieś pod wiatą a wilki tuż tuż podziwiam Pana opis wypadu czytałem z coraz wiekszym zaciekawieniem a czy Pan nie boi się niedzwiedzi teraz był opis jak dwaj ruscy w drodze do Morskiego Oka taki wpierdul spuścili misiowi tatrzańskiemu że mu wybili 2 zęby miś stracił przytomność i został zabrany do weterynarza założono mu 6 szwów i wylądował na kuracji w ZOO w Krakowie ruscy byli lekko poturbowani i oczywiście w 4 dupy pijani tłumaczyli się nastepujaco nie mamy biletów wstępu do TPN a tu strażnik Parku wychodzi przebrany za niedzwiedzia będzie żądał okazania biletów wiec co dobrze nagrzani wpierdul mu spuścili. Przepraszam za słownictwo ale inaczej nie było by uroku w opisie

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Pewnie że inaczej nie byłoby uroku :). Za wschodnią granicą oczywiście różne rzeczy się dzieją, ale w jej części zachodniej raczej jest spokojnie i przyjemnie, choc ludziom żyje się tam bardzo bardzo ciężko

      Odpowiedz
        1. Lainey

          investigación sobre: onu, oea y ong decir de cada una de ellas:a)cuando y donde fueron craseoeb)cualds son las actividades de promoción y defensa de los derechos humanosc)que organismos tienen para la defensa de los derechos humanosayudaa los que respondan en menos de media hora o una hora les doy mas posibilidades de ganar

          Odpowiedz
        2. Lainey

          investigación sobre: onu, oea y ong decir de cada una de ellas:a)cuando y donde fueron craseoeb)cualds son las actividades de promoción y defensa de los derechos humanosc)que organismos tienen para la defensa de los derechos humanosayudaa los que respondan en menos de media hora o una hora les doy mas posibilidades de ganar

          Odpowiedz
  4. jacek przewodnik świętokrzyski

    Pane Tomku ten opis jest niesamowity dwaj znajomi pijani w 4 dupy jeden wsiada do łady i jedzie na zbity pysk drogą w dól a drugi nie mniej pijany od pierwszego idzie do pracy na granice . Co to za świat gdzie Pan był czy Pan się nie boi tak chodzić samemu i ten nocleg gdzieś pod wiatą a wilki tuż tuż podziwiam Pana opis wypadu czytałem z coraz wiekszym zaciekawieniem a czy Pan nie boi się niedzwiedzi teraz był opis jak dwaj ruscy w drodze do Morskiego Oka taki wpierdul spuścili misiowi tatrzańskiemu że mu wybili 2 zęby miś stracił przytomność i został zabrany do weterynarza założono mu 6 szwów i wylądował na kuracji w ZOO w Krakowie ruscy byli lekko poturbowani i oczywiście w 4 dupy pijani tłumaczyli się nastepujaco nie mamy biletów wstępu do TPN a tu strażnik Parku wychodzi przebrany za niedzwiedzia będzie żądał okazania biletów wiec co dobrze nagrzani wpierdul mu spuścili. Przepraszam za słownictwo ale inaczej nie było by uroku w opisie

    Odpowiedz
  5. Adolf von Bertz

    Byłem tam trzy razy i też sam, raz nawet po po miejscowej gościnie udało mi się przejść całe pasmo i wylądować w Białoszewicach po drugiej stronie 2013r . W lipcu 2014r, po wyjściu z Cisnej i zwiedzeniu słowackiej Runiny dotarłem do Ubli na granicy Słowacko-Ukraińskiej oczywiście stopem, oczywiście Jeepem z Czechem, oczywiście jeszcze podchmielonym, ale po drodze otworzono po stronie słowackiej specjalnie dla mnie cerkiew, nawet wszedłem za Ikonostas. Wcześniej to prawda musiałem postawić żulom pod sklepem flaszkę od rana, sam kosztowałem bo lubię pić o tej porze …. Resztę możemy obgadać bo na Ukrainie to dopiero się działo… Dzień później wylądowałem w Siankach, mam dobrą mapę a więc jak Ty wzdłuż torów, doszedłem po dwóch godzinach do, ja to nazywam „Gdzieś” i 70 letni dziadek mnie ugościł, oczywiście bez wody itp i itp i zapachami Królowej Bony. Niestety padało to zostałem tam dwa dni w oparach wódki zanim pomknąłem do Lwowa… Piszę bo w tym roku też jadę na razie sam tylko z wejściem i dodatkowo Połonina Równa jak pogoda da … Chcesz to napisz na e-maila wymienimy się doświadczeniami od 5-lat dopiero penetruję Ukrainę…Pzdr

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Oczywiście informacjami możemy się wymieniać, ja prawdopodobnie dopiero w czerwcu jadę na Ukrainę. Pisz na mojego maila lub tutaj. Mój adres mailowy znajdziesz w kontaktach na blogu. Pozdrawiam serdecznie.

      Odpowiedz

Skomentuj Tomasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.