Archiwum miesiąca: sierpień 2017

W przygranicznym jarze.

Najdalsze zakątki ukraińskich Karpat Wschodnich przemierzane od lat, stały się przyczyną wielu niesamowitych i ciekawych wspomnień. Dostępne dziś relacje barwnych autorytetów w postaciach Mieczysława Orłowicza, Henryka Gąsiorowskiego, Wincentego Pola, również Władysława Krygowskiego i innych mniej lub bardziej znanych eksploratorów skusiły i moją duszę, która zapragnęła zmierzyć się z tym mistycznym światem, pełnym tajemnic i niespodzianek. Góry Czywczyńskie jako ostatni bastion międzywojennej Polski, stanowiący dziś rubież między Ukrainą i Rumunią, nigdy nie były miejscem stworzonym dla turystyki z kilku powodów. Po pierwsze, to obszary znacznie oddalone od siedzib ludzkich, po drugie już przed Wielką Wojną brane były pod uwagę jako miejsca potencjalnie czyste od cywilizacji nadające się do ochrony w ramach przyszłego parku narodowego, a także jako naturalna granica celowo nie zamieszkała. W czasach ZSRR poruszanie się w tym dzikim pustkowiu z pewnością było surowo zabronione, dlatego właśnie ta część Karpat na długi czas pozostała zapomniana. Ongiś przeprowadzano tu badania florystyczne a bohaterem owych ekspedycji był polak Hugo Zapałowicz, błądzący tu z Hucułami w dzikich ostępach karpackich. Współczesny Zapałowiczowi Wincenty Pol, wprowadził swego czasu spore poruszenie – otóż za sprawą być może własnej fantazji, przebarwionych wspomnień, bądź celowych, bałamutnych opowieści przekazał potomnym, jakoby odnaleźć miał gdzieś w najdalszym rąbku kraju kamienne kopce, czy też słupy świadczące o miejscu, w którym następował kres ziem polskich a granicę dzielono na trzy jako rozróg. W przeszłości stykały się tu krańce Rzeczypospolitej, Siedmiogrodu, oraz Mołdawii, następnie Galicji, Węgier, i Bukowiny. F.R. (Finis Rei – Publicae) – kres Rzeczypospolitej, taki wyryty skrót miał rzekomo znajdować się na kamiennych kurhanach. Wielu szukało i być może szuka nadal, jednak rozsądek mówi że to tylko zmyślona bajka działająca na wyobraźnię. Słupów nigdy nie odnaleziono, spierano się również w którym dokładnie miejscu znajdowały się owe Rozrogi. Być może w okolicach Kreczeli, Hnitesy, Palenicy, czy też na przełęczy Fata Banului lub może nieco niżej w jarze u zbiegu początku Białego Czeremoszu, czyli Bajorówki z Menczułem, który wyznaczał wówczas przedwojenna granicę i dalej jako Perkałab a następnie Biały Czeremosz stanowił rubież między obydwoma krajami. Temat Rozrogów, drążył również major wojska polskiego Henryk Gąsiorowski, oraz legendarny pisarz Władysław Krygowski. Każdy z nich miał własne spojrzenie na mityczny obszar, niewątpliwie jednak zarówno jeden jak i drugi zachwycał się również odosobnionym terenem w dolinach oraz na dzikiej wierzchowinie będącej wspaniałym punktem widokowym na cztery strony świata czyli potencjalnym rozrogiem, „vincenzowskim pępkiem świata”. Perkałab tak samo jak i w „Płaju dziewięciu źródeł „Krygowskiego pomrukuje i dziś, jednak obecnie w towarzystwie odciętych od świata pograniczników mających swą zastawę zwaną Kałynczi, zaczerpniętą od tak zwanych Kałyniczowskich Łuchów, zaznaczonych na starych mapach jako uroczysko. Tam właśnie dziś idziemy, w kierunku potoku tworzącego Biały Czeremosz. Wypływa on aż spod stoków rumuńskiej Kreczeli, przedzierając się następnie przez grzbiet graniczny, by następnie połączyć się z Saratą i tworząc już Biały Czeremosz płynąć mógł w dół między galicyjskimi Hryniawami i bukowińskimi Jałowiczorami. Czytaj dalej

Share Button

W Górach Jałowiczorskich

Południowo wschodnie krańce ukraińskich Karpat to miejsce powszechnie nieznane, niemal niedostępne i jeszcze do niedawna w przewodnikach turystycznych nieopisywane. Zazwyczaj w świadomości funkcjonowało przekonanie iż ostatnim bastionem nawiasem mówiąc równie niedostępnym, i zdziczałym, były i są Góry Czywczyńskie, zawierające w sobie legendę rozrogów Vincentego Pola, także magiczną, pożądaną przez wielu, i tym samym wciąż tajemniczą Hnitesę. Ukrywają również barierę nie tylko fizyczną, ale i psychologiczną w postaci systiemy – stojących jeszcze zasieków na całej długości Czywczynów, wreszczcie pamiątki z czasów polskiej przedwojennej granicy, a wszystko to odgrodzone od reszty świata nieco bardziej cywilizowanymi Połoninami Hryniawskim, oraz górnym biegiem Czeremoszu. Miejsca o których wspominam, to obszary niezwykle działające na wyobraźnię, powodujące potężną chęć powrotu, niekończące się w eksplorowaniu i ekscytującym przebywaniu. Dziś znów znajdziemy się na progu tego świata, wędrować będziemy w zasięgu odbytych tu wcześniej wędrówek, lecz najpierw udamy się nieco dalej, gdzieś gdzie jeszcze nie dotarliśmy, po czym wrócimy przez lasy i połoniny, niemalże wzdłuż współczesnej granicy.  Czytaj dalej

Share Button