Połonina Borżawa

Zakarpacie jest zagadkowe … To nieco „inny świat” – w świadomości nieprzystępny, albowiem zamazany jego obraz utkwił przecież w naszej pamięci jako (kiedyś) zagranica … I rzeczywiście mijając Przełęcz Latorycką wkraczamy w nowe przestrzenie, wizualne jak i duchowe … Choć po prawej widzimy jeszcze znajomy Pikuj, którego stożkowaty kształt przykuwa uwagę od strony północno wschodniej. Za grzbietem wododziałowym wstępujemy już w inną krainę, enigmatyczną, zastanawiającą … Wielce ciekawe miasto Użgorod zawiera w sobie mozaikę wielokulturową, jednak na wsiach zakarpackich jest już inaczej. Usłyszymy tu przeważnie mowę węgierską, zobaczymy budowle zupełnie innego typu i winorośl pnącą się na stokach gór. Dziś pod osłoną nocy przemieszczamy się nocnym pociągiem ku Przełęczy Beskid, mijając wkrótce miasto Wołowiec. Czeka tam na nas Połonina Borżawa – fascynujący grzbiet, przypominający kształtem podkowę, być może jeden z najpiękniejszych w Karpatach Wschodnich. Położony na stosunkowo niewielkim obszarze, za to specyficzny, o głębokich, ciasnych dolinach i stromych, pokrytych lasami stokach. Grzbiet tworzy tu masywny, pokryty połoniną wał, z którego roztaczają się niepowtarzalne widoki na Gorgany oraz Bieszczady Wschodnie, wraz z Ostrą Horą oraz Połoniną Równą. Przejdziemy dziś kawał tego niewielkiego świata z zamiarem wejścia na najwyższy Stoh należący również do Korony Gór Ukrainy.

Ciemna noc, zbliżamy się do Wowczyj, niewielkiej osady ukrytej w ciasnej dolinie. Sytuacja zachwiała nasz plan. Mieliśmy wysiąść kilka minut wcześniej w niemal takim samym miejscu, na stacji kolejowej osady Osa, jednak w ciemnościach, nie znając dobrze trasy zagapiliśmy się. Nie ma to jednak większego znaczenia. Obydwie zakarpackie wsie są bazą wypadową na połoninę. Różnica polega jednak na tym, że sądząc z przeglądanej wcześniej mapy, podejście z miejscowości Osa jest o tyle ciekawsze, iż nieco wcześniej osiągnęlibyśmy połoninę i pierwszych widoków doznalibyśmy również wcześniej. Nie są to jednak niuanse, które w jakikolwiek sposób mogą zaważyć nad powodzeniem wędrówki. Prawdą jest, że z Wowczyj większość z nas nie wychodziła w góry nigdy, podobnie jak i z Osy, więc nie mamy czego tak naprawdę żałować.

Wąska droga prowadzi przez malutką wieś o charakterze letniskowym. Nie ma tu zachwycających starych gospodarstw, chat krytych strzechą, ani atmosfery starej karpackiej wsi znanej nam z wielu podróży w inne rejony ukraińskich Karpat nie tylko po stronie galicyjskiej, ale również i tak jak tu zakarpackiej. Mam wrażenie, że jest to miejsce zamieszkałe przez nowobogackich, chcących tu w przyszłości stworzyć współczesną bazę turystyczną dla miłośników gór odwiedzających z roku na rok coraz śmielej Zakarpacie. Droga asfaltowa kończy się po około trzech kilometrach i przechodzi w wygodną ścieżkę leśną, która wyprowadzić ma nas wkrótce na połoniny.

Nie spieszymy się – całonocna podróż  i brak snu każą nam ważyć siły, aby móc w spokoju chłonąc najpiękniejsze momenty wędrówki i chwytać niuanse. Odpoczywamy od czasu do czasu, raz przygotowując kawę innym razem śniadanie. Wędrówka ku szczytom połonin jest jednak przyjemna, pośród dorodnych bukowych drzewostanów osiągających o tej porze roku swe najpiękniejsze oblicze.

Jest kolorowo. Paleta barw mieni się niesamowicie w promieniach przebijającego się tu i ówdzie słońca. Liczymy na piękną pogodę, która ponoć ma sprzyjać według prognozy sprawdzanej wcześniej wielokrotnie. Mijają godziny, a my pokonując leśne serpentyny dochodzimy do ściany lasu. Wkrótce otworzą się przestrzenie i zobaczymy znany niektórym z nas cudowny nieograniczony niczym widok, choć trzeba będzie iść wyżej, by doświadczać tego stopniowo.

Pora obiadowa – palimy ognisko i pieczemy kiełbasę. Poświęcamy czas na relaks i drzemkę. Jeszcze kawa i toast za kolejna wyprawę. Idziemy dalej, po łuku coraz wyżej, w stronę przełęczy położonej tuż pod  najwyższym Stohem. Odwiedziłem ten wybitny wierzchołek już w przeszłości, ale zdecydowałem się wrócić tu z powodów fotograficznych. W przeszłości było fatalnie pod tym względem, choć wspomnienia pozostały wspaniałe.

Widoki zmieniają się, podobnie jak i zjawiska pogodowe. Piękne niebo z domieszką ciężkich chmur i przebijającym się światłem słonecznym, tworzą niezwykły klimat wzmocniony dodatkowo przepięknymi kolorami jesieni, która osiągnęła właśnie szczyt swoich możliwości wizualnych.

Aura jest zmienna – przed momentem, gdy spoglądałem na odległą, znacznie niższa odnogę Borżawy – Połoninę Kuk widoczność była doskonała. W jednej chwili, gdy wiatr przygnał chmury, nasza marszruta zmieniła całkowicie spektakularny klimat w spowity mgłą ponury obraz gór.

Droga we mgle również ma elementy magii oraz pewnej niesamowitości. Niemal godzinę brniemy na przód nie widząc kompletnie nic.

Początkowo mgła atakuje najbliższe wierzchołki i walczy ze światłem przebijającym się jeszcze wyraźnie. Po chwili jednak wszystko gaśnie i pogrążamy się w ponury tunel, gdzie tylko ścieżkę widać i kontury najbliższych postaci. Kto daleko w tyle, lub na przodzie traci kontakt z resztą, ale to fascynuje i nie stwarza zagrożenia. Idziemy dalej czekając cierpliwie na ponowną zmianę pogody.

Kolejna godzina i znów objawienie – Borżawa obudziła się na nowo, gdy wiatr rozpędził gęste chmury. Piękno wróciło, ale słońce jesienne zaczyna się chylić ku zachodowi. Wprawdzie jeszcze dwie godziny pozostały nam do zmroku, jednak złota godzina się właśnie rozpoczyna. To chmury, to odsłonięte wierzchołki, światłocienie, blaski i potęga kolorów. Mamy ochotę nie ruszać się i podziwiać cud natury, jednak tam dalej będzie jeszcze inaczej – trzeba iść wyżej naprzód, by odsłonić kolejne perspektywy. Przed nami przełęcz, za nami Stoh. Trzeba odszukać miejsce na nocleg, mając jednocześnie pod kontrolą zachodzące zdarzenia na niebie i ziemi.

Na przełęczy

Odpoczywamy przez dłuższą chwilę, wciąż podziwiając to, co nas zewsząd otacza. Tymczasem pora wyjaśnić frapujące mnie od lat myśli. W przeszłości, gdy odwiedziłem po raz pierwszy Połoninę Borżawę zauważyłem w oddali zarys zrujnowanych budynków, które nijak nie mogły mi korelować z przepięknym karpackim otoczeniem. Jedyne szczątkowe informacje mówiły o zachowanych pozostałościach dawnych koszar radzieckich, na widocznym oddalonym płaskim grzbiecie. Wysoko położone, trudno dostępne i do dziś mimo że w stanie ruiny działają mocno na wyobraźnię.

Zostawiamy plecaki chowając je w wysokich trawach, po czym ruszamy w dół ku ruinom. To około 300 m obniżenia – zajmie nam to pewnie przeszło godzinę. Niestety nasza obecność pośród zniszczonych budynków odbywa się już w całkowitych ciemnościach. Tylko latarki czołówki błyskają – czasem wewnątrz przeleci nad głową nietoperz …

Dziś moja wiedza na temat dawnych koszar jest nieco większa, choć to wciąż tylko elementarz – żadne kompendium. Radziecka Jednostka Wojskowa  27904 na odcinku grzbietowym Ivolovo 1180 m n.p.m. były bazą mieszkaniową dla oficerów, robotników cywilnych oraz żołnierzy pełniących służbę w terenie wysokogórskim. Ich obecność tutaj wynikała z potrzeby obsługi bazy radarowej umieszczonej na najwyższym wierzchołku Połoniny Borżawy, czyli na Stohu. Równoległą budowę koszar oraz obiektów radarowych rozpoczęto wczesną wiosną 1982 r. Według planów dowództwa obrony przeciwlotniczej ZSRR miało tu wyrosnąć w trybie błyskawicznym wojskowe miasto wysokogórskie. Odległość pomiędzy Ivolovo a wierzchołkiem Stoha wynosiła 4,5 km długości. Przedsięwzięcie rozpoczęto od wybudowania drogi ze wsi Bereznyki w rejonie swalawskim do grzbietu Ivolovo. Dzięki temu ciężarówki wojskowe mogły dostarczać materiały budowlane. Żołnierze mieszkali w tzw. kungach ( podobieństwo do karawany ) żywili się w jadalni będącej długim stołem umieszczonym pod baldachimem. Podzieleni na grupy, budowali koszary oraz DOS ( dom oficerski ) a także kotłownię. Żywność zabezpieczano przed nadejściem zimy. Składowano przywiezione ze wsi produkty do magazynu. Dieta wówczas składała się z krakersów, tłuczonych ziemniaków, czasem makaronów oraz konserw rybnych. Do picia służyła herbata z suszonych owoców. Ze względu na to że źródło znajdowało się daleko i dość nisko, wodę pozyskiwano z roztopionego śniegu. Od 15 lipca 1985 r. wejście na Stoh było surowo zabronione. Utworzono tam grupę bojową składającą się z 40 żołnierzy obsługujących piec, oraz dbających o uzupełnienie paliwa jak również z podoficerów zatrudnionych do obsługi radarów. Końcem 1986 r. miasto wojskowe było już stabilne i odpowiednio rozwinięte. Funkcjonowało więc stanowisko dowodzenia, koszary oraz dom oficerski. Operowały również kotłownia, sklep, łaźnia oraz park transportowy. łączna liczba służących żołnierzy oraz oficerów oscylowała w przedziale 60 – 100 osób. Dyscyplina dzięki stosowanym surowym środkom, była wręcz doskonała. Pod koniec lata 1986 r. zamontowano na Stohu trzy wielkie kopuły radarowe, które jednak w tym samym roku zostały zniszczone przez niezwykle silne wichury szalejące w porze jesienno zimowej. Naprawianie kopuł odbywało się ogromnym kosztem finansowym oraz czasowym, a życie żołnierzy zimą było prawdziwą udręką. Stacja radarowa, z racji ciągłych uszkodzeń nie działała jak należy. Ponoć bliźniacza budowla na górze Tomnatyk ( Pamir ) o której w przeszłości wspominałem Tutaj spełniała znacznie lepiej swoją rolę. Z biegiem lat dostrzegano, że całe przedsięwzięcie było jedną wielką mistyfikacją. Z czasem funkcje żołnierzy ograniczały się do remontów koszar i dbałości o porządek, a oficerowie prowadzili stosunkowo komfortowe życie. Radary mało kto już obsługiwał, a służba wojskowa została ostatecznie przerwana w 1995 r. Już rok wcześniej obiekty były systematycznie niszczone. Ostateczny kres kopułom radarowym przyniósł rok 1999. Do dziś jednak można w rejonie wierzchołka odnaleźć pojedyncze, niewielkie fragmenty płatów okalających tę kosmiczną z wyglądu budowlę.

Tymczasem wspaniale jest siedzieć z dala od siedzib ludzkich na przełęczy, chłonąc rześkie powietrze i gawędzić o górach nieodkrytych, rozległych przestrzeniach karpackich, i odległej przeszłości, wznosząc toast za dany nam czas. Obfita kolacja i rozgrzewający trunek pomagają ułożyć się do snu. Zbliża się mroźna noc, ale jesteśmy przygotowani. Już zdarzyło nam się nocować późną jesienną porą na większych wysokościach …

Jutro znajdziemy się jeszcze wyżej – wkroczymy na najwyższy wierzchołek tego potężnego masywu górskiego, który jeszcze do nie dawna nie posiadał prawdziwej mapy, prócz chyba tylko rosyjskich sztabówek, dziś słabo dostępnych i w praktyce nie użytecznych ze względu na nieodpowiednią skalę oraz zmiany terenowe. Stoh czeka po raz drugi na mą wizytę. Mam nadzieję że tym razem rozległe widoki uda się uwiecznić w o wiele ciekawszy i bardziej przejrzysty sposób.

Jeszcze kilka słów o specyfice tego charakterystycznego pasma. Na Borżawie nie ma już dziś wypasu owiec prowadzonego na tak dużą skalę jak dawniej. Stare płaje zacierają się, powstają za to szlaki turystyczne których z kolei tu brakowało. Mimo tego pożytecznego przedsięwzięcia, obszar połoniny nie jest prawnie chroniony w żaden sposób. Skutkiem tego, przez długie lata masowo wycinano tu lasy, co też negatywnie wpłynęło na walory przyrodnicze. Czy mimo wszystko Połoninę Borżawę można uznać za miejsce unikalne, wybitnie piękne i warte powrotów? Śmiało mogę powiedzieć że jak najbardziej – szczerze zachęcając miłośników nie tylko Karpat, ale i wszystkich spragnionych widoków nowych nieznanych dotąd przestrzeni.

Krajobraz Połoniny Borżawy jest specyficzny. Zachwycają masywne stoki w niektórych miejscach sprawiające wrażenie potężnych kończyn drzemiącego olbrzyma. W przeszłości miały tu miejsce częste pożary. Pożoga trawiła porośnięte borówką stoki, sprawiając przykre wrażenie. W pewnym przewodniku wyczytałem kiedyś, jakoby prawdopodobną przyczyną był gaz ulatniający się z ziemi. Należy jednak tę tezę włożyć między bajki. Pasterze wypasający tu jeszcze do niedawna swe stada podpalali połacie borówki w celu usunięcia jej na poczet możliwego pojawienia się traw, które stanowić miałyby pożywienie dla wypasanych zwierząt. Efekt okazał się z goła inny. Borówka nie tylko nie ustąpiła, ale ze wzmożoną ekspansją zaczęła wdzierać się niemal wszędzie, ku radości licznych zbieraczy jagód oblegających latem połoninę w celach zarobkowych. Walka między zbieraczami fioletowych skarbów a pasterzami stała się legendarną. Dziś pasterstwo tu zanika, borówka natomiast wciąż rośnie …

Drugi dzień

Budzimy się odczuwając potężny chłód. Jest połowa października, a my znajdujemy się na wysokości 1500 m n.p.m. Otwieram oczy, po czym wychodzę z namiotu. Jesteśmy z obozem pośród morza mgieł, a wschód słońca zasłonięty jest całkowicie. Czuję jednak że będzie pięknie. Tam wysoko na Stohu, mgły będą z czasem się rozrzedzać. Tymczasem przygotowujemy śniadanie, parzymy kawę i następnie zwijamy sprzęt. Dzień wprawdzie dopiero się zaczyna, ale droga przed nami daleka – jeszcze dziś musimy wieczorem stawić się na granicy. Każda chwila jest cenna, a zadanie wciąż do końca nie jest wykonane.

Tuż pod szczytem widoczne kolejne ruiny, jednak zdecydowanie mniejsze – to dawny sztab dyżurny, w którym znajdowali się: operatorzy stacji, oficer łącznikowy. Ścieżka niewiele dalej za dyżurką skręca w lewo, po czym pnie się niewielką serpentyną ku wierzchołkowi Stoha.

Mistyczny widok z krzyżem w tle … Panorama tutaj zachwyca równie mocno jak na przełęczy, dodatkowo nasze położenie wzrosło o przeszło sto metrów. Wierzchołek jest kolejnym szczytem, który wpisujemy do Korony Gór Ukrainy.

Ruiny stacji radiolokacyjnej na szczycie. Funkcjonowała jeszcze w 1993 roku, lecz dziś pozostały po niej mało estetyczne fundamenty nietypowych konstrukcji, które w przeszłości widziane z daleka przypominały olbrzymie pieczarki.

Borżawa to również serce Karpat, podobnie jak Gorgany, Czarnohora, czy Góry Czywczyńskie. Wymienione pasma oferują widoki dookolne, na każdą ze stron świata a góry są niczym morza i oceany. Tutaj jednak, na Połoninie Borżawie można czasem dostrzec i nasze polskie Karpaty, a także inne zakarpackie grzbiety niewidoczne z bardziej znanych pasm ukraińskich Karpat.

Idziemy dalej, znów pośród mgieł, jak wczoraj. Temperatura spada i zrywa się wiatr, ale marsz jest nadzwyczaj przyjemny. Dochodzimy do potężnego wierzchołka o nazwie Wielki Wierch. W Przeszłości stałem na jego szczycie i podziwiałem rozległe widoki. Pamiętam, że zachwycił mnie wówczas widok na odległe Gorgany, ale dziś nie ma mowy o jakichkolwiek widokach. Świat pogrążył się na dobre we mgle. Być może za kilka godzin rozpogodzi się nieco, choć na dalekie obserwacje przed południem nie liczyłbym. Rezygnujemy z mozolnego podejścia na pogrążony w chmurach wierzchołek. Nie mamy wystarczająco dużo czasu na to przedsięwzięcie. Górę będziemy trawersować widocznym płajem biegnącym od zachodniej strony. Jeśli mgły się trochę rozproszą, to mimo wszystko zobaczymy ze ścieżki naprawdę wiele.

Przeszło godzinę zajął nam trawers Wielkiego Wierchu. W tym czasie niemal cała zachodnia strona z Pikujem, Połoniną Równą oraz Ostrą Horą tonęła w chmurach. Inaczej na wschodzie – tam półpętla którą docieramy do ścieżki, prowadzącej na szczyt od północno – wschodniej strony odkrywa nam niewielkie okienko. Gorganów jednak nie widać dobrze. Ledwie odległe kontury, nieostre i mało czytelne majaczą we mgle. Gdybym gór tych nie dostrzegł w przeszłości, pewnie bym się ich teraz nie domyślił.

Ostatni etap wędrówki przed nami. Schodzimy z Riapetskiej omijając krzyż postawiony na wierzchołku. W oddali pozostał potężny Wielkich Wierch, za którym ledwie widoczny czai się najwyższy Stoh. Schodzimy przez niewielką polanę do Przełęczy Wołowieckiej. Ostatnie chwile, kilka spojrzeń wstecz i … żegnamy się Borżawo. Nie przewiduję tu wrócić w najbliższych latach, ale też od dawna wiem że nie warto mówić nigdy. Może kiedyś – czołem!

Tekst : Tomasz Gołkowski. Zdjęcia : Tomasz Gołkowski

W wyprawie uczestniczyli : Tomasz Gołkowski, Mariusz Obszarny, Piotr Baran, Dariusz Humeniuk i Grzegorz Bobola

Połonina Borżawa doczekała się w ostatnich latach dobrej mapy. Jeśli wybierasz się w tamtym kierunku, najlepiej ustalić wędrówkę w oparciu o taką właśnie mapę. Link do strony gdzie możesz ją zakupić zostawiam tutaj – Gorgany.com . Jeśli lubisz tematykę ukraińskich Karpat Wschodnich zapraszam do działu Karpaty – Ukraina  Polecam również możliwość prenumeraty bloga. Opcja ta znajduje się w prawym dolnym pasku na stronie. Mam nadzieję że wszelkie informacje na temat pojawiających się przez ten czas wpisów były dostępne przez social media. Taka właśnie alternatywa oczywiście wciąż istnieje choćby na Tomasz – Echo Karpat

Z karpackim pozdrowieniem Tomasz

Share Button

12 komentarzy do “Połonina Borżawa

  1. Łemkowyna, na Beskidzie Niskim

    Intrygująca jest informacja o stacji i stałej obecności jednostek radzieckich na tak odludnych i niedostępnych terenach.. Dla tych żołnierzy musiało to być piekło, o budowniczych już nie wspomnę..
    Ale krajobrazy odbierają mowę. Są na prawdę piękne. Warto ponieść tyle trudu by to zobaczyć na własne oczy.
    Gratulacje Tomku

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Rosjanie mieli jeszcze kilka innych swoich elementów w górach na terenie dzisiejszej Ukrainy. Choćby na Tomnatyku baza radarowa Pamir, tam pieczarki istnieją do dziś, oraz ruiny bazy rakietowej na Połoninie Równej. Polacy z kolei pozostawili po sobie przyjemniejsze, jak choćby
      ruiny obserwatorium astronomicznego na szczycie Popa Iwana, a także pozostałości schronisk turystycznych w Karpatach Wschodnich.
      Borżawa jest niepowtarzalna
      Pozdrawiam Was serdecznie

      Odpowiedz
  2. Kamil

    Piękne miejsca 🙂 a jak tam właśnie jest ze szlakami? są tylko takie długodystansowe czy również takie na jeden dzień? Dzięki za ten interesujący wpis 🙂 Pozdrawiam 🙂

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Proszę zaglądać jak najczęściej, artykułów jest sporo do przejrzenia, pojawiają się oczywiście nowe w miarę możliwości.
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

      Odpowiedz
  3. Kasia

    Piękne widoki, uwielbiam góry, w nich odradzam się na nowo. Bardzo fajny blog, dobrze się go czyta, widać pasję w tym co piszesz.

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj Kasiu
      Dziękuję, przyznać muszę tylko sam przed sobą, że ze względu na awarię aparatu ostatnimi czasy zdjęcia trafiały się delikatnie mówiąc niezadowalające. Wiele musiałem wyrzucić do kosza, niektóre udało się uratować, mam nadzieję że to chwilowy stan, gdyż wcześniej nie było się czego wstydzić. Zapraszam na bloga jak najczęściej. W archiwum znajdziesz wiele wpisów, które mam nadzieję zainteresują Cię.
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

      Odpowiedz
  4. Pingback: Karpacki las III rocznica - Karpacki las blog o górach

  5. Pingback: Korona ukraińskich Karpat – | Karpacki las blog o górach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.