Dwa dni przez Połoniny Hryniawskie

W głębi Zewnętrznych Karpat Wschodnich toczy swe wody Czarny Czeremosz będący jedną z najsłynniejszych rzek w całych Karpatach. Ulokowana jest ona w szczególnym miejscu, gdyż na interesującym mnie odcinku, oddziela najwyższą spośród gór Ukrainy Czarnohorę, od rozległych, przepięknych, lecz znacznie mniej znanych Połonin Hryniawskich. Właśnie one, jeszcze do niedawna hermetyczne i nie figurujące w świadomości masowych turystów, dziś intrygują jednak nadal … Są pięknym połoninnym pasmem równolegle biegnącym do grzbietu granicznego niesamowitych i dzikich Gór Czywczyńskich, które tym razem pozostawię w spokoju … Wspomniany Czarny Czeremosz towarzyszyć mi będzie po raz kolejny, biegnie bowiem wzdłuż fantastycznej, kamienistej drogi górskiej, która znów poprowadzi mnie do punktu wyjścia – tym razem do odległego, kontrolowanego przez ukraińskich pograniczników Szybenego.

DSC_0455-001

Jedziemy w głąb gór w trójkę, plus kierowca wynajętej taksówki … Marszrutka odchodzi z Żabiego dopiero o 12:00 a my nie możemy czekać – zew Karpat nakazuje dziś podążać naprzód, bez względu na niedogodności jak i problemy osobiste. Nasza trasa przebiega mimo wszystko w epickiej wprost scenerii trwającej wystarczająco długo by móc poczuć przedsmak czekającej na nas przygody.

Szybene to wieś odległa, tkwiąca pomiędzy trzema niesamowitymi pasmami górskimi, w przeszłości nie zawsze dostępnymi dla turytów. Legendarne stały się tutaj kontrole pograniczników  ukraińskich, prośby, odmowy, zatrzymania oraz sprowadzenia z gór. Dziś rygor zelżał – chcąc iść w Połoniny Hryniawskie zezwolenia mieć nie potrzebujemy, zgłosić jednak fakt wejścia w góry powinniśmy. Nie zawsze natomiast funkcjonariusze godzą się na marsz w górę Czarnego Czeremoszu i wejście na grzbiet Gór Czywczyńskich,  turyści więc podejmują próbę dotarcia w teren przygraniczny na własną rękę, zazwyczaj z pozytywnym skutkiem.

Strażnica przed nami – zamknięty szlaban nakazuje zatrzymać się. Z budki wychodzi strażnik i prosi o paszporty, następnie pyta o kierunek marszu oraz czas pobytu w górach. Niestety nakazuje również usunięcie kilku zdjęć przedstawiających rejon posterunku, na pytania odpowiada krótko i zwięźle zachowując dystans … Droga wolna, ruszamy nie oglądając się za siebie – tam wysoko na połoninach pójdziemy gdzie nas oczy poniosą, zobaczymy najrozleglejsze prócz Świdowca połoniny ukraińskich Karpat.

http://obszarny.art.pl

Za mostem cofamy się na północ, chcemy przyjrzeć się bliżej niewielkiej osadzie i odnaleźć jedną z dróg prowadzących poza granicę lasu. Będąc już wyżej przechodzimy starą Drogą Mackensena, nazwaną tak na cześć niemieckiego feldmarszałka, który mimo że wielce dla swego kraju zasłużony nie miał jednak z owym miejscem nic wspólnego. Na Ukrainie trasę tę, nazywają jednak Drogą Brusiłowa, gdyż kojarzy się z historyczną ofensywą nazwaną nazwiskiem rosyjskiego generała. Droga w latach międzywojennych miała stać się trasą międzynarodową, jednak wybuch kolejnej wojny światowej, położył kres wszelkim planom. Droga wojenna wybudowana na potrzeby przerzutu wojsk, dziś na odcinku Przełęcz Watonarka – Szybene jest zwykłą ścieżką zarastającą od lat. Po drugiej stronie doliny Szybenego wiedzie przez Ruski Dział ku granicy z Rumunią i dalej do doliny Ruskowej – tam jest całkiem wygodną drogą utrzymywaną na potrzeby pograniczników po obu stronach Karpat.

Odległy, lecz bliski sercu Pop Iwan nazywany dawniej Czorną Horą wyłania się na chwilę gdy odwracam głowę. Podejście nie jest lekkie, choć tak naprawdę nasze plecaki przeładowane i same w sobie ciężkie stwarzają argument by siąść i poczuć na chwilę bliskość legendarnej góry. Odbudowują tam teraz stare obserwatorium, które wprawdzie nie będzie spełniać już tej roli jaką odgrywało przed laty, ale spodziewać się będzie można całkowitego zatracenia dzikiego piękna góry, a przede wszystkim samego jej szczytu …

DSC_0468

Kolejny postój realizujemy na Przełęczy Watonarka – tutaj w cieniu młodych świerków przyjrzymy się okolicy … To jeszcze nie są właściwe Hryniawy, one zaczną się za przełęczą, tam na południowym wschodzie otworzą się nam rozległe przestrzenie do dziś nieczęsto odwiedzane, a dla mnie będące esencją Karpat … Następuje mimowolne, sentymentalne spojrzenie w kierunku równoległych Czywczynów dręczących mnie, ilekroć tylko przywrócę wspomnienia …

Marsz ku Połoninie Łukawica przebiega nadzwyczaj wolno. Mamy w drużynie grypę – wirus w środku lata, plus brak snu, oraz osobiste, prywatne rozterki, których staram się nie okazywać by móc nie stracić w pamięci jakże cennej obecności w jednym z najbardziej, klimatycznych miejsc w ukraińskich Karpatach Wschodnich. Kolejny postój na połoninie zdaje się być przymusowy, tym razem jednak to nie zmęczenie zmusza nas do zatrzymania się.

Drewniana, dobrze utrzymana chatka a przy niej ucztujący Huculi – widok zachęcający do dłuższego wypoczynku nie jest jedynie przelotną myślą, oni naprawdę nawołują nas i proszą do stołu … Jest gorący rosół z kociołka znad ogniska, ze sporym dodatkiem wołowego, duszonego w zupie mięsa, także ser, pomidory, chleb i doskonały samogon. Oczywiście siadamy przy stole i w przyjemnej, wylewnej atmosferze spożywamy prosty, lecz niezwykle smaczny posiłek.

Trudno wstać i pożegnać się, nasi gospodarze oponują, lecz musimy iść. Naprawdę niewiele kilometrów dziś pokonaliśmy, choć teraz będzie szybciej, jesteśmy wysoko na połoninach, w zasadzie do zachodu słońca wędrować będziemy niemal jak po stole poza najwyższą w całym paśmie Pochreptyną, która leży nieco oddalona od grzbietu głównego, lecz którą koniecznie musimy dziś zdobyć.

Ukazuje się Czywczyn, który obok odległej i sentymentalnej Hnitesy jest najwyższym szczytem Gór Czywczyńskich położonym nie w grzbiecie granicznym, lecz będącym jego odnogą skierowaną kilka kilometrów na północ od granicy. To również góra magiczna, choć bardziej namacalna od wspomnianej Hnitesy wciąż uchodzącej za mało dostępną.

DSC_0474-001

Tymczasem znajdujemy się tuż pod wierzchołkiem Pochreptyny, którą omija wyraźnie szutrowa droga grzbietowa. W rejonie najwyższego szczytu Połonin Hryniawskich zbieracze borówek powoli kończą dziś swoją pracę. Gruzawiki oraz auta dostawcze przewożą dzienny urobek wraz z pracownikami. Niektórzy nocują w namiotach, na połoninie. Jest ich wielu, jednak przez lata wtopili się w górską, specyficzną atmosferę i są tu niemal naturalnym elementem krajobrazu.

DSC00737

Wierzchołek góry jest już niemal zalesiony, mimo że to najwyższy punkt. Widoków na zachód oraz południe niestety brak, możemy za to dostrzec na kierunku północnym oraz częściowo wschodnim rozległe, lecz niestety w większości, podobnie jak Pochrebtyna zarastające połoniny. Nie ma już tutaj w Hryniawach wypasu zwierząt, na tak wielką skalę jak jeszcze dwie dekady temu. Połoniny Hryniawskie nie będąc naturalnymi, niestety poddać się muszą procesowi ekspansji leśnej. Pasmo to nigdy nie będące celem masowego turysty, stać może się wkrótce miejscem omijanym, chyba że przeznaczone zostanie na wyrąb …

W drodze na szczyt można odnaleźć liczne stanowiska ogniowe, oraz transzeje z czasów I wojny światowej. Zachowane są w dobrym stanie i dość łatwo można je zauważyć.

Słońce zachodzi nad połoniną wysyłając purpurową łunę w kierunku Popa Iwana wciąż górującego na tak ogromnej przestrzeni. Siedzimy na stokach Masnego Prislopu odcięci od codzienności – tutaj czujemy inny świat, inny czas, inny odbiór  rzeczywistości …

Wieczorny spektakl dobiega końca, nadchodzą krótkie godziny snu, w absolutnej dziczy,w miejscu gdzie zdawać by się mogło, że nie ma kompletnie nic

Wstajemy wcześnie, niemal wraz ze słońcem. Dziś postaramy się odbyć marsz rozległą połoniną, by zakończyć przygodę w dolinie Hramitnego. Piotr nie czuje się dobrze, ja również jestem w rozterce z powodów osobistych – poranek jednak budzi się piękny i rześki, zachęcający do długiej wędrówki, pozwalający choć trochę odgonić złe myśli.

DSC_0491

Gruzawiki przy drewnianym baraku tuż pod szczytem Baby Ludowej.

W zbitej deskami chałupie można zrobić zakupy, oraz napić się kawy lub piwa. Jest to specyficzny rodzaj sklepu, przeznaczony głównie dla zbieraczy jagód nieczęsto pewnie schodzących o tej porze roku z połonin. Zauważa nas pracująca w pobliżu kobieta i donośnym głosem zaprasza do wnętrza. Mamy chęć wypić przy drewnianej ławie drugą już dziś kawę, kupujemy również czekoladę oraz piwo w litrowej butelce. Z pewnością przyda się podczas przerwy obiadowej.

Mijamy Połoninę Stefulec , trawersujemy następnie Kamieniec i podchodzimy pod Dukonię. Wyraźnie widać postępującą ekspansję leśną. Młode świerki opanowują dawne, pasterskie polany zabierając powoli lecz bezlitośnie ostatnie punkty widokowe w górach, które nawet dziś nieczęsto odwiedzane, pozostać mogą zapomnianym zakątkiem, wtórnie zdziczałym, lecz jednak wolnym od aspektów, które sprawiają, iż następuje niewątpliwy zmierzch pierwotnej, surowej turystyki, której na co dzień trudno dziś szukać w komercyjnych miejscach.

Tutaj na połoninach z całą pewnością znajdują się miejsca pochówków żołnierzy zwaśnionych armii czasu I wojny światowej, jednak odnaleźć je dziś nie sposób, Powstają za to współczesne świadectwa wiary w postaci urokliwych kapliczek, zbudowano również niewielki monaster w rejonie Połoniny Dukoni. Tam jednak nie pójdziemy, skręcimy w lewo i na niewielkiej polance rozbijemy obóz. Nadchodzi czas obiadu – chcemy przygotować ciepły posiłek i schować głowę przed upałem. W cieniu świerków z widokiem na wciąż górującego, choć w coraz większej oddali Popa Iwana spędzimy najbliższą godzinę. Pop Iwan to świetny punkt orientacyjny, charakterystyczna, legendarna góra jest jak latarnia nad morzem. Mimo że nie świeci, pomylić jej z żadnym innym szczytem nie można.

DSC00839 DSC00843

Ruszamy w drogę nieco pokrzepieni gorącym posiłkiem, i stosunkowo długą przerwą. Czas podążać na północ, w stronę niewielkiej połoniny, zapewne mniej znanej i uczęszczanej, w dużej mierze już zarośniętej, choć wciąż widokowej. Po raz pierwszy spotykamy na swej trasie worynie – jest to budowla skonstruowana ze świerkowych pali, pełniąca rolę swoistej zagrody. Tutaj również po raz pierwszy w bliskiej odległości mijamy niewielkie stado krów. Niewielu jest tych którzy zajmują się jeszcze pasterstwem, niegdyś przecież będącym wizytówką tych gór. Znów mamy tu przykład zarastającej połoniny, gdyż wędrując grzbietem ocieramy się z jednej strony o ścianę młodego lasu, z drugiej natomiast mamy pod sobą spory jeszcze płat zielonej łąki, oraz rozległy widok na wciągający jak narkotyk południowy wschód.

DSC00844 DSC00847

Tą niewielką, a dla nas już ostatnią połoniną jest Kozubejka. Znajduje się tu jedyny stale zamieszkały dom na tej ogromnej przestrzeni, którą dotychczas przeszliśmy. Chałupa jest stara, jednak stosunkowo zadbana i dobrze zagospodarowana. Przy domu niesamowita przeszło 90 – letnia staruszka wskazuje palcem w stronę źródełka – idę uzupełnić butelki, niemiłosierny upał sprawia że woda znika w zastraszającym tempie.

Połonina znajduje się stosunkowo nisko – około 1250 m n.p.m. mimo to również na niej znajduje się nieco odsłonięte miejsce, z którego doskonale dostrzegamy wspomniany wcześniej punkt orientacyjny, czyli czarnohorskiego Popa Iwana. Zejdziemy teraz w dół ku dolinie wsi Hramitne, będącej ostatecznym końcem naszej pieszej wędrówki. Niestety nie możemy iść dalej, wrócimy tu jednak możliwie jak najszybciej, bo to góry piękne, niekomercyjne i mocno działające na wyobraźnię.

Hramitne – huculska wieś wciśnięta między podnóża połonin a odległą o około 10 km dolinę Białego Czeremoszu jest niewielką, górską osadą, w górnym jej końcu bardzo malowniczą, niestety na jej dalszym odcinku oszpeconą przez sławetną rurę. Znajdowały się tu swego czasu tak zwane Huki Hramitnego, czyli fantastyczny wodospad, być może najpiękniejszy w całych Karpatach Wschodnich. Niestety ludzka ignorancja, podłość, oraz chciwość sponiewierały to miejsce na zawsze. Zamiast spektakularnej kaskady jest rura, wielka i paskudna. Nie idziemy tam, bo i po co …

Niestety to już koniec …

Wyprawa niespełniona, mimo to piękna i jak to zwykle w ukraińskich Karpatach mistyczna i zagadkowa. Plan nie został zrealizowany, celowo nie piszę jaki, być może jednak w przyszłości uchylę rąbka tajemnicy. Będzie to jednak opowieść zamknięta na kłódkę, którą otworzę koneserom i miłośnikom Karpat chcącym odpowiedzieć na kilkanaście specjalnie przygotowanych pytań dotyczących historii oraz geografii Karpat Wschodnich. Mam nadzieję że taka forma podzielenia się swą wiedzą (lub próba jej zdobycia) o górach które wszyscy kochamy będzie dla chętnych sporą frajdą i finalnie satysfakcją.

Tekst : Tomasz Gołkowski, zdjęcia : Tomasz Gołkowski, Piotr Baran, Mariusz Obszarny

Share Button

21 komentarzy do “Dwa dni przez Połoniny Hryniawskie

  1. Basia S.

    Przepiękna fotorelacja aczkolwiek z Twojego pisania wyczuwam
    zdenerwowanie ,rozgoryczenie .. Oglądam zdjęcia i zastanawiam się jak tu ludzie żyją zimą ? szczególnie ta 90 -letnia babcia w Dolinie Kozubejki .Dziękuję Tomku 🙂

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj Basiu
      Wówczas miałem spędzić w górach dwa dni dłużej, niestety trzeba było wracać. Oprócz tej babci w chacie żyje młodsze pokolenie, kilkadziesiąt metrów dalej napotkaliśmy małżeństwo pracujące przy powstającej kapliczce, a schodząc w dół mijaliśmy pewnego Hucuła jadącego na koniu, obok szedł młody chłopak trzymający się ogona.
      Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

      Odpowiedz
  2. Maciek Gibas

    Od dawna o górach utraconych rozczytywałem się w, moich własnych, przedwojennych rocznikach „Wierchów”. W zeszłym roku wreszcie udało mi się tam być. Z przyjemnością czytam relacje tych, którzy tam bywają.

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Wierchy przedwojenne posiadam, ale w formacie PDF. Oczywiście czasem zaglądam. Mam nadzieję że pobyt po drugiej stronie granicy zrobił na Tobie duże wrażenie. Zapraszam częściej, znajdziesz tu więcej relacji dotyczących ukraińskich Karpat i nie tylko
      Pozdrawiam serdecznie

      Odpowiedz
  3. Kamil

    Piękna pogoda Wam się trafiła, chociaż upał w górach a szczególnie na odsłoniętej powierzchni mocno daje się we znaki. Bez odpowiedniego nawadniania ani rusz… Cudowne widoki a przecież zdjęcia oddają te urok tylko w małym stopniu 🙂 Trzeba tam po prostu być 🙂 Dziękuje że pokazujesz Nam te piękne góry i pogłębiasz naszą chęć wybrania się tam 🙂 Pozdrawiam i życzę kolejnych powrotów w ukraińskie Karpaty 🙂

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Szkoda że na granicy tak długo trzeba czasem w kolejce stać, może jeszcze wybiorę się na jesień, Czarnohora właściwie już jest miejscem komercyjnym, ale jest jeszcze parę spokojnych kątów, jak choćby Hryniawy.
      Pozdrawiam Was serdecznie 🙂

      Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      To są góry, a w nich pogoda bywa kapryśna. jeśli w nich nie bywałeś, to radzę się przygotować. W październiku na grani głównej w najwyższej na Ukrainie Czarnohorze miałem raz piękną słoneczną pogodę, a przecież równie dobrze może tam wtedy leżeć śnieg. Po za tym o jakie miejsce konkretnie chodzi?
      Pozdrawiam

      Odpowiedz
  4. Maria z pogórza Przemyskiego

    Szkoda, że nie udało się zrealizować planu wyprawy do końca, człowiek czuje wtedy zawód na całej linii, bo to nie tylko siły na wędrówkę, ale i dobra atmosfera w grupie są ważne, i zgodność przy wyborze trasy, celu …; bardzo urokliwe krajobrazy, już za chwilkę będę patrzeć na podobne, ze 2 dni na Maramuresz udało nam się wykroić a konkretnie G.Gutai; przejście graniczne odstrasza bardzo, trzepią tych biednych ludzi, szukają za przeproszeniem „pańskich jaj”, udają pracę, a ruszają się jak muchy w smole … czysta strata czasu… zachciało nam się kiedyś ruszyć na Rumunię przez Ukrainę, blisko, ale nigdy więcej; pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj Mario
      Czasem zdarzają się sytuacje, na które nie mamy wpływu, ale to przecież nie pierwszy i nie ostatni raz jak nie wszystko idzie zgodnie z planem
      Jedziesz do Maramureszu, to wspaniale, Góry Gutai nie są schodzone, mam gdzieś w folderze kilka zdjęć i filmik z krótkiego pobytu w tych górach, a jeśli chodzi o przekraczanie granicy z Ukrainy na stronę rumuńską to mam niemiłe wspomnienia. Rozkręcili nam pogranicznicy rumuńscy auto i trzymali prawie całą noc, siedzieliśmy kilka metrów dalej pijąc kawę przyglądaliśmy się wszystkiemu. Około 4 rano przepraszali nas fundując … kawę. Plany też wtedy nawaliły, bo byliśmy sporo spóźnieni.
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

      Odpowiedz
  5. jacejak przewodnik świętokrzyski

    Rozumiem że ta druga uczta była na własny rachunek i za własne hrywny.Smacznego Pozdrawiam Jacek

    Odpowiedz
  6. Dorota

    Już sama nazwa Czarny Czeremosz przywodzi na myśl szum górskiej rzeki. Jak mało kto potrafisz przekazać klimat tych specyficznych stron. Ja też nieraz szłam w góry z rozterkami osobistymi i miałam wrażenie, ze góry leczą, jak schodziłam, było mi lżej, mam nadzieję, że Tobie też w jakimś sensie pomogła ta wycieczka. Pozdrawiam jak zawsze serdecznie

    Odpowiedz
  7. Duśka

    Czasem góry dają odpowiedź na dręczące nas pytania. Mam nadzieję, że rozterki były chwilowe i już się wszystko poukładało. I że kolega też cieszy się już pełnym zdrowiem. Wyjście piękne, wciąż przeglądam sobie Twoje fotografie i chciałabym tak przejść się przez te grzbiety… Góry będą, więc cel jak nie wtedy to następnym razem zostanie zrealizowany. Jeśli wtedy musieliście zawrócić, postąpiliście słusznie. Pozdrawiam „ekipę” 🙂

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj Dusiu
      Niestety nie było wyjścia. W Hryniawach warto mimo wszystko spędzić nawet tak krótki czas. Teraz chwilowo nie mam czasu na nic, żyję praktycznie od poligonu do poligonu, ledwie mając czas by odpisać. Postaram się coś skrobnąć w niedzielę, i znów wyjeżdżam. Jeśli się uda,, artykuł będzie powrotem w Beskid Niski.
      Pozdrawiam Cię serdecznie

      Odpowiedz
      1. Duśka

        Brak czasu na cokolwiek… Skąd ja to znam 🙂 MImo wszystko będę czekać i potem czytać, a tymczasem nadrobię sobie zaległości 🙂 Dobrego tygodnia Tomku!

        Odpowiedz
  8. Pingback: Korona ukraińskich Karpat – | Karpacki las blog o górach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.