Opołonek

 

DSC_0669

Krótkie chwile spędzone na Kińczyku Bukowskim dobiegają końca – teraz przede mną kolejna część długiej wędrówki, wielce ekscytującej przygody której celem głównym jest Opołonek ( 1028 m ). Na samym krańcu Bieszczadów czeka na mnie góra być może nie tak spektakularna jak Kińczyk, czy też wszystkie znane nam połoninne szczyty Bieszczadów Wysokich – jest również wyraźnie mniejsza i niemal w całości zalesiona. Gwiazda Opołonka świeci zupełnie niepodobnie w zestawieniu z powyższymi – przede wszystkim jest najdalej na południe wysuniętym szczytem naszego kraju, ( nie punktem ), mimo że taką informację często podają przeróżne źródła. Na południowo-wschodnim stoku góry Opołonek, kilkaset metrów od szczytu, znajduje się siodło bez nazwy (słupy graniczne nr 219) – ono właśnie stanowi najdalej wysunięty na południe punkt – 49°00’07.33″N, 22°51’34.87″E. Opołonek dodatkowo działa na wyobraźnię jako miejsce niedostępne, oddalone znacznie od siedzib ludzkich, pogrążone w głębi karpackiej puszczy, wyjątkowo pięknie prezentującej tu liczne starodrzewia. Ruszam więc dalej – przede mną sporo kilometrów marszu, a dzień przecież jest już dość krótki o tej porze roku. Postaram się jednak zobaczyć i przeżyć przez ten czas jak najwięcej …

DSC_0636

Podążam ścieżką mijając kolejne słupki graniczne. Przede mną rozpościera się w całej okazałości Połonina Beniowska wraz z widocznym wierzchołkiem Rozsypańca ( Stińskiej ) ( 1212 m ). Połonina ta nieczęsto figuruje w świadomości turystycznej. Zazwyczaj miejsce to brane jest pod uwagę jako kontynuacja Połoniny Bukowskiej, lecz tezie tej zaprzecza poprzez umieszczenie na swej mapie nazwy Połonina Beniowska znany przewodnik, autor map oraz pasjonat i odtwórca starych nazw terenowych Wojciech Krukar. Niejednokrotnie używając map p. Krukara wyczuwałem niesamowitą pasję w tworzeniu dzieła które można byłoby określić nazywaniem Bieszczadów na nowo. Połonina Beniowska wiąże swą nazwę z Bieniową – nieistniejącą dziś wsią Bojkowską. Mieszkańcy Beniowej wypasali tu swoje stada. Logicznym więc wydaje się nieprzedłużanie nazwy Połonina Bukowska w obręb tego miejsca. Zapewne oponenci maja pewnie własne argumenty, osobiście jednak polegam na wiedzy uznanego krajoznawcy, a takim jest p. Krukar. Wierzchołek Rozsypańca omijam trawersem. Szczyt położony jest już po stronie ukraińskiej, skręcam więc w lewo i podchodzę w kierunku Krukarowej Czarnej Wilchy ( Rozsypaniec Stiński ) ( 1137 m ).

DSC_0648-001

Ścieżka niebezpiecznie skręca, jakby za pas graniczny. Jako że słupki oddalone są od siebie dość znacznie, nie widzę dokładnie czy istnieje ryzyko naruszenia granicy państwowej. Schodzę więc nieco w dół – tam biegnie ledwie widoczna dróżka przez las. Zapuszczam się dosłownie kilkanaście metrów w głąb, utrzymując jednocześnie kontakt wzrokowy z pozostawioną na chwilę ścieżką graniczną.

DSC_0650-001

Ponownie wkraczam na nią tuż poniżej wierzchołka Czarnej Wilchy, około stu metrów od słupków oznaczonych numerem 180. Rejon wierzchołka jest odkryty, jednak widoki są mocno ograniczone – chmurzy się z każdą chwilą, czuję po chwili lekką mżawkę.

DSC_0657

Czas ponownie zagłębić się w las. Czeka mnie tym razem ostre zejście w dół – kolejny cel to Przełęcz Żydowski Beskid863 m ) położona tuż pod Opołonkiem. Ścieżka jest tu wygodna oraz stosunkowo szeroka, jednak trzeba uważać – suche liście leżące na ziemi są zdradliwie śliskie, co w połączeniu ze sporą stromizną utrudnia schodzenie. Słupki graniczne występują teraz w znacznie większym natężeniu, marsz dzięki temu staje się bardziej przejrzysty, dodatkowo trasa przebiega niemalże w linii prostej.

DSC_0661

Przełęcz Żydowski Beskid – z jej stoków wypływa potok zwany Niedźwiedzim. Jeszcze w XIX wieku był on uważany przez kartografów austriackich za wychodzący od źródła Sanu. Dziś przeważa opinia iż właściwy wykap położony jest w lesie Rubań na południowo wschodnich stokach Piniaszkowego po stronie ukraińskiej i około 300 m od granicy.

Odpoczywam chwilę przed skokiem na szczyt. Opołonek czeka – zostało już tak niewiele … Czas znów wspinać się pod górę …

DSC_0664

Wcześniej już zaobserwowałem licznie tu występujące słupki dawnej granicy polsko – czechosłowackiej, jednak tuż powyżej Przełęczy Żydowski Beskid na odcinku do Skały Dobosza, historyczna granica biegła nieco inaczej. Podążam jej śladem idąc wąską ścieżką położoną niewiele na północny wschód od granicy współczesnej. Kolejną ciekawostką jest dawna numeracja – inna od współczesnej. Gdy w przeszłości numerowano słupy w kolejności ze wschodu na zachód, tak dziś numery słupów przebiegają odwrotnie – przykład Opołonek, gdzie współczesne numery słupów oznaczone są numerem 215, ten przedwojenny oznaczony był jako nr. 7. Niestety wiele tych historycznych pamiątek dziś leży wykopanych, leżących bezładnie w okolicy ścieżki. Zadziwia z kolei fakt wciąż czytelnych inicjałów państw jak i daty postawienia słupków.

DSC_0672

Minęło 20 minut – jestem z powrotem na współczesnej ścieżce granicznej tuż pod szczytem Opołonka w pobliżu legendarnej Skały Dobosza, znajdującej się jednak w całości po stronie naszych sąsiadów. Znów odpoczywam chwilę przyglądając się miejscu w którym ponoć zbój zwany Doboszem ukrywał swe skarby. Skała nazwana imieniem bieszczadzkiego opryszka jest dziś pomnikiem przyrody.

Stąd już niedaleko na szczyt – muszę teraz ostro skręcić w lewo i podejść około 150 m. na południowy wschód widokową ścieżką ukazującą przy słonecznej pogodzie wyraźnie stronę ukraińską.

DSC_0679-001

Zasieki dawnej systemy – druty w przeszłości będące pod niewielkim napięciem informowały stronę radziecką o nielegalnym przekraczaniu granicy. Dziś druty są już w stanie rozkładu, jednak wciąż działają na wyobraźnię. Widoki dziś mocno ograniczone przez zachmurzone niebo, dodają jednak specyficznej atmosferze dodatkowego smaczku.

DSC_0682

Jestem na szczycie Opołonka o 13:00, czyli 6 godzin od wyjścia z Wołosatego. Patrzę do tyłu … podsumowuję najciekawsze elementy wędrówki, wspominam przede wszystkim Kińczyk Bukowski, oraz niesamowity marsz śladem dawnej granicy … Przede mną Piniaszkowe ( 960 m ) a wcześniej przełęcz bez nazwy, czyli wspomniany przeze mnie na początku wpisu, najdalej wysunięty na południe punkt naszego kraju.

DSC_0688-001

Idę na Piniaszkowe wzdłuż ukraińskiej drogi granicznej, utrzymanej w całkiem dobrej kondycji. Również i tu widać zasieki wkomponowane mocno w ścianę lasu.

DSC_0697

Ostatnie chwile na grzbiecie granicznym. Tuż obok umowne źródlo Sanu leżące idealnie na linii granicznej. Wspominałem już o tym miejscu w przeszłości – artykuł  dotyczący tamtej wędrówki dostępny jest choćby Tutaj

DSC_0714

Ostatni etap dzisiejszej przygody przebiega w kierunku Bukowca. Wędruję teraz starą drogą omijając tym razem między innymi grób hr.Klary i Franciszka Stroińskich. Mało znana ścieżka, bagnista i miejscami słabo widoczna, jest mimo wszystko bardzo malownicza, ukazująca piękny, klimatyczny starodrzew.

Przygoda kończy się – pozostanie po niej mnóstwo wspomnień, oraz ciekawych zdjęć, z których naprawdę niewiele mam możliwość przedstawić w dwóch częściach jednego artykułu, którego I część ukazała się w zeszłym tygodniu. Bieszczadzki cykl na blogu trwa i pewnie utrzyma się teraz do końca roku, choć w dalszej perspektywie będzie wracał jeszcze nie raz, gdyż temat nigdy wyczerpany nie będzie … Na dziś tyle ode mnie – Pozdrawiam Serdecznie.

Tekst i zdjęcia : Tomasz Gołkowski

Znajdziesz mnie również na Facebooku Tomasz – Echo Karpat

Share Button

18 komentarzy do “Opołonek

  1. Kamil

    Bardzo ciekawy wpis , gratuluję 🙂 ciekaw jestem jakby zareagowali ukraińscy pogranicznicy jakbyś zapuścił się na stronę ukraińską , jak traktują takich zabłąkanych turystów … a ta Skała Dobosza to ciekawa sprawa , obejrzałeś ją z bliska? Ja to lubię wszelkiej maści skały i kamienie i oglądać i wyłazić na nie:)

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Lepiej po prostu się tam nie zapuszczać aby oszczędzić sobie kłopotów. To że tam poszedłem nie znaczy że kogokolwiek to tego namawiam, choć znam ludzi którzy nie w takie miejsca wchodzili a i tu bywali. Z pogranicznikami ukraińskimi miałem raz do czynienia w okolicach Przełęczy Użockiej po tamtej stronie, ale wszystko skończyło się dobrze 🙂
      Pozdrawiam

      Odpowiedz
  2. jacek przewodnik świętokrzyski

    dlaczego moje apytania zostały wykreslone czy spotkałeś ślady miśka co do granicy nie pytam dzisiaj jest tam śnieg i mr oz i taka droga byłaby samemu juz niebezpieczna jacek

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Jacku
      Pytania nie zostały wykreślone, po prostu widocznie nie doszły. Miśka nie spotkałem, żadnych oznak, a dziś nie wychodzę w góry, odpoczywam 🙂
      Pozdrawiam

      Odpowiedz
  3. Andrzej

    Witam – jak zwykle – ciekawa opowieść i nie mniej ciekawe zdjęcia; okazuje się, że nie tylko tu ale na Ukrainie jest też Skała Dobosza, na którą idzie się z Delatynu (nie byłem ale sadząc po rozmiarach, to jest ona ogromna). Śledziłem Twoja trasę z zapartym tchem – na mojej mapie Połonina Bukowska kończy się na Kińczyku Bukowskim, dalej są tylko szczyty, opisane przez Ciebie. Chyba spałeś w Tarnawie ?

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Dobosz działał na wschodzie całkiem całkiem. Tutaj jest co nieco 🙂

      Leszek Mazan
      DOBOSZ – KULAWY KRÓL OPRYSZKÓW
      W czasie pijanej awantury w karczmie, kiedy to rodzony brat trzasnął go
      toporkiem w nogę, Oleksy Dowbusz – zwany też Doboszem lub Dowboszczukiem –
      wyraźnie kulał. Nigdy jednak nie opóźniał pochodu, nigdy nie rezygnował
      z niezbędnego skoku na dach rabowanego dworu i zawsze pierwszy, z nożem
      w zębach, pistoletem w ręce – rzucał się na nieprzyjaciela.
      O kilkudziesięcioosobowej bandzie Dobosza w starostwie jabłonowskim
      głośno było od 1738 roku. Przyszły „król opryszków” urodził się w Peczeniżynie 16 km
      od Kołomyi. Napadał na dwory, warzelnie soli, pograniczne zamki; zawsze najzupełniej
      niespodziewanie i zawsze z powodzeniem. Pozostawiał puste skarbczyki, trupy
      szlachty i służby, wysmarowane ludzką krwią salony i izby czeladne, zgwałcone
      kobiety, pogorzeliska. Latem 1741 napadł na karawanę kupców ormiańskich,
      popodrzynał gardła, uprowadził juczne konie i wielbłądy.
      Oleksy Dobosz zginął we wtorek 24 sierpnia 1745 roku, w czasie napadu na
      dwór Stefana Dżwińczuka, którego żona była – jak chce legenda – kochanką słynnego
      zbójcy. Dżwińczuk trafił wdzierającego się do sieni watażkę w rękę
      z pistoletu; towarzysze wynieśli rannego wodza do zagajnika za wsią, przykryli
      gałęziami i uciekli. Gdy rano kryjówkę odkrył pies – Dobosz konał właśnie z upływu krwi.
      Przyniesiono mleka, potem wódki. Odzyskał przytomność, ale nie chciał wskazać
      miejsc, gdzie ukrył skarby. Gdy wydawał ostatnie tchnienie – nadjechał konno
      gubernator jabłonowski Jan Kolendowski. On też polecił porąbać ciało króla opryszków
      na 12 części i porozrzucać je po wsiach znanych z sympatii z najsłynniejszą bandą zbójnicką po południowej stronie Karpat. Ponoć Ołeksa Dowbusz miał wraz z bratem rozrabiać również w okolicach Sianek. Jeśli masz czas i ochotę zajrzyj również do poprzedniego wpisu dotyczącego Kińczyka Bukowskiego. Wróciłem z Bukowska autem.
      Pozdrawiam

      Odpowiedz
  4. Dorota

    Właśnie takie miejsca jak Żródła Sanu pobudzają wyobraźnię i dzięki którym Bieszczady się nie znudzą. Jak pisał Kryciński, w Bieszczadach nie są najciekawsze szczyty, ale doliny skupiające kiedyś życie. Miałam kilka razy kontrolę straży granicznej, przebiegła bardzo uprzejmie, ale lepiej nie ryzykować zapuszczania się za słupek graniczny, a nawet pomiędzy nie, bo można zarobić mandat. Pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj
      Ja również zgadzam się ze Stanisławem Krycińskim, ale takie zdanie mam od dawna, gdy zacząłem odbywać pierwsze wędrówki dolinami Beskidu Niskiego, i w Bieszczadach trochę później to zauważyłem. Dla Naszego dobra, za słupki nie wchodźmy. Polecam Ci Dorotko artykuły dotyczące źródeł Sanu w półrocznikach Almanachu Karpackiego Płaj. W starszych numerach było kilka ciekawych artykułów.
      Pozdrawiam Cię

      Odpowiedz
  5. Duśka

    Nic nie wiedziałam o małżeństwie Stroińskich. Doczytałam, całkiem romantyczna historia. A wędrówka w tych okolicach dzięki Twoim słowom, całkiem przyjemna. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witaj Dusiu
      Wzmiankę o grobowcu oraz ruinach dworu Stroińskich zamieściłem w przeszłości, gdy pisałem relację z wędrówki do umownych źródeł Sanu. Warto odwiedzić to miejsce. Tym razem gdy schodziłem z gór ominąłem ruiny jak i grobowiec i poszedłem starą drogą.
      Pozdrawiam Cię 🙂

      Odpowiedz
  6. Łemkowyna, na Beskidzie Niski

    Witaj Tomku!
    Kolejna fascynująca wędrówka – świetnie opisana.
    Kiedyś i my musimy spróbować marszu wzdłuż granicy. Chyba musi to być bardzo emocjonujące – stąpać na granicy, gdzie jeden zły krok może potencjalnie być początkiem wielkich kłopotów. A strzegące porządku barwne słupy dodają pikanterii 😉

    Pozdrawiamy

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam Kuba
      Póki co możesz maszerować w ukochanym Beskidzie Niskim szlakiem granicznym, tam bezpieczniej a równie niesamowicie.
      Pozdrawiam 🙂

      Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Emilio
      Raczej odradzam wędrówki – tam zakaz. Wiem że to dziwne skoro ja poszedłem , nie powinienem odradzać, ale mimo wszystko to czynię chyba że założysz czapkę niewitkę.
      Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

      Odpowiedz
  7. Paweł

    „Jest ryzyko – jest zabawa” – tak można by podsumować tę wędrówkę 😉 . Osobiście chyba mimo wszystko mundur Straży Granicznej (czy to polskiej, czy ukraińskiej) działa na mnie „odstraszająco” i raczej nie spróbuję powtórzyć Twojej trasy, choć nie ukrywam, że słowo „Opołonek” rozpala wyobraźnię.
    Miałem przyjemność dojść z Bukowca tylko do źródła Sanu (tego umownego, po stronie polskiej) i spoglądałem w stronę Opołonka – nie powiem – kusiło bardzo, aby pójść dalej, ale jednak się powstrzymałem. Lubię emocje, ale chyba jednak nie aż takie 😉
    Swoją drogą to dziwne, że od strony ukraińskiej łatwiej się tam dostać niż z Polski, no ale cóż… na pewne rzeczy niestety nie mamy wpływu.
    Pozdrawiam,

    Odpowiedz
    1. Tomasz Autor wpisu

      Witam
      Paweł,oczywiście wchodzić tam nie powinno się, ale cóż nie żałuję. Skoro bywałem dawniej i pod obcą granicą, należało podejść i tu … Może latem uda się ponownie wrócić w pasmo graniczne tam gdzie Góry Czywczyńskie. Jeśli znajdziesz chwilkę zajrzyj do wcześniejszego wpisu ” Kińczyk Bukowski ”
      Pozdrawiam Nowo Rocznie 🙂

      Odpowiedz
  8. Pingback: Karpackie spotkania, recenzje i plany ukierunkowane na wschód ... - Karpacki las blog o górach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.