Karpaty Wschodnie wciągają jak kokaina – morze wysokich połonin i wiatr na grani. Odległe obszary oraz ukryte w dolinach, magiczne, huculskie wsie … Szutrowe drogi, pasterskie staje oraz koliby – prawdziwe życie, a dla przyjezdnych romantyczny sen. Dżembronia, Bystrzec, Pop Iwan, Czeremosz … atmosfera lat przedwojennych wciąż jest tu wyczuwalna, mimo zmian, które nastąpić musiały i następować będą. Niesamowite jest to, że miejsca te dziś dla nas mniej znane, zachowały pewne pierwiastki polskości na które patrzymy z wielkim sentymentem. Trzecia co do wielkości góra Ukrainy oraz ruiny dawnego obserwatorium astronomicznego będącego swego czasu najwyżej położonym budynkiem w Polsce, to miejsce które stało się kultowym dla miłośników Karpat Wschodnich, Huculszczyzny oraz historii Polski międzywojennej. Chę przedstawić powrót w magiczną Czarnohorę, oraz spojrzenie na legendarnego „Białego Słonia”, którego los nie oszczędził przez lata wojennej zawieruchy.
Gdy pierwszy raz odwiedziłem Czarnohorę w 2010 roku, wtedy właśnie ten widok sprawił że oddalony, majaczący we mgle Pop Iwan, stał się górą która narzucała się najczęściej w moich myślach, mimo że wędrowałem później nieraz w stosunkowo bliskich jej miejscach. Zawsze sobie mówiłem : nie tym razem – tak wiele ciekawych i pięknych miejsc jest wokoło. Połoniny Świdowca, piękne doliny huculskich wsi, Góry Czywczyńskie i wiele innych bajecznych wprost przestrzeni … W związku z planowaną odbudową starego obserwatorium, postanowiłem w końcu wdrapać się na wierzchołek, aby ujrzeć ruiny zanim obiekt powstanie na nowo … Cóż zwolennikiem wskrzeszenia legendy nie jestem – z różnych powodów, ale dziś cieszę się, że jeśli dojdzie nowy projekt do skutku, zdążę poznać to niesamowite miejsce w stanie niemalże surowym, oryginalnym i niezapomnianym.
Kolejna podróż przez enigmatyczną Ukrainę – znajome drogi, nowo odkryte restauracje, a w górach życzliwi ludzie, żyjący tu w dużej mierze jak dawniej … Bystrzec, Dżemronia, Kraśnik, świat jak za dawnych lat – tak wiele pozostało tu motywów sprzed wieku … Huculski świat, pełen wolności, odosobnienia i ludowych mądrości, tolerancji, miłości do świata, zgodnego życia z naturą i wspaniałej kultury odziedziczonej po przodkach.
Docieramy do Dżembroni późnym popołudniem drogą jak dawniej – wyboistą i surową, która na odcinku od Werchowyny nigdy nie widziała asfaltu. Piękny jest przełom Czarnego Czeremoszu widziany z okien samochodu … Wertepy na ciasnej drodze, piętrzące się dookoła góry i te chaty huculskie rozsiane na stokach zielonych wzgórz – w dole płynie wartka, górska rzeka -całość tworzy klimat jak ze świata znanego z baśni.
Październikowy Pop Iwan – czas wyjść w góry
Godzina 17:30 – jesteśmy gotowi do wymarszu. Wychodzimy z Dżembroni polną drogą chwytając ostatnie chwile dnia. Dziś nie zajdziemy daleko – widoczna przed nami Połonina Smotrycz zachęca do noclegu na rozległej, widokowej polanie, jednak dziś już ukrywającej w zalegającym mroku swoje zapierające dech w piersiach krajobrazy. Na polanie rozbijamy namioty nieopodal drewnianej, ledwie trzymającej się jeszcze ostatnimi siłami, drewnianej chaty. Można zanocować w środku, jednak wybieramy przestrzeń, rześkie powietrze i wyjątkowo gwieździste dziś niebo. Przyznam że tak niesamowitego nieba w górach dotychczas nie widziałem – pijemy toast za kolejną wspólną wyprawę i powodzenie w dniu jutrzejszym. Zasypiam tak jak lubię w górach – z dala od pensjonatów, hoteli i zbiorowisk ludzkich. Jutro wstanie nowy dzień, pełen wrażeń i pożądanych przygód.
Świt nad Dżembronią wstał od strony Połonin Hryniawskich, wysyłając czerwoną łunę aż po Pasmo Kostrzycy. Dziś będzie piękny dzień – taki październik nie trafia się często, tak wysoko w górach. Czas zwijać sprzęt i rozpocząć wędrówkę w stronę grzbietu głównego.
Zaledwie kwadrans po opuszczeniu polany stajemy na niewielkiej przełączce – to miejsce wygodne dla odpoczynku i dość widokowe. Nie ma potrzeby jednak zatrzymywać się na dłużej – nasza ścieżka skręca w lewo kierując się w stronę lasu. Niewielki jego fragment przemierzamy stąpając po kamiennych jakby stopniach, nieregularnych jednak, i trudnych chwilami do pokonania.
Minęło pół godziny – na naszej drodze pojawia się malowniczy górski potok Munczel spływający ostro i efektownie w dół ku dolinie. Znajduje się tu również Wodospad pod Iliuchową, którego niestety nie uwieczniłem na zdjęciach.
Tuż za potokiem nasza ścieżka pnie się ostro w górę doprowadzając nas w rejon przepięknych form skalnych pośród których szczególnie wybija się legendarny Uchaty Kamień ( Did i Baba ). Wyczytałem w przewodniku notkę, jakoby widoczny na zdjęciu, wspomniany kamień posiadał niegdyś dwoje skalnych uszu, jednak pocisk artyleryjski podczas prowadzonych tu ostrych walk czasu I wojny światowej odstrzelił mu jedno z nich …
Przed nami najostrzejsze podejście dnia dzisiejszego. Ciężkie plecaki, dają się we znaki tutaj szczególnie, jednak rozległe krajobrazy górskie rekompensują w zupełności naprawdę przykrą wspinaczkę.
Kocioł polodowcowy, kulminacja Munczela, oraz dolina jednego z wielu dopływów Dżembroni. Dzięki wspaniałym panoramom mam argument by robiąc liczne zdjęcia, przystawać co chwilę łapiąc oddech. Jeszcze kilkanaście metrów w górę i odpoczniemy mając po raz pierwszy dziś Popa Iwana jak na dłoni.
Cel jakby na wyciągnięcie ręki – historyczna góra w październikowej odsłonie, lekko pokryta pierwszym śniegiem. Aby się tam dostać musimy zejść teraz nieco w dół na przełęcz a stamtąd z kolei, przez mityczne „Pohane Misce” wspiąć się na główny grzbiet wododziałowy Karpat.
Odpoczynek na przełęczy – poniżej znajduje się źródło potoku o nazwie Pohorylec. Uzupełniamy tam wodę dostrzegając w pobliżu ruiny dawnego schroniska .
Wspomniane ruiny schroniska Sekcji Narciarskiej AZS. Powstało w 1934 roku i było wówczas najwyżej położonym schroniskiem w Polsce.
Grzbiet główny Czarnohory – w oddali połoniny Świdowca oraz stary słupek graniczny z lat międzywojennych. Przebiegała tędy granica między Polską a Czechosłowacją, obecnie w ramach Ukrainy między Obwodem Stanisławowskim a Zakarpaciem.
Ostatnia przerwa przed ostatnim etapem podejścia. Jeszcze tylko niespełna pół godziny dzieli nas od postawienia stopy na szczycie. Mozolne podejście nie ciąży już teraz tak bardzo, emocje biorą górę nad zmęczeniem. Jeszcze kilka chwil i osiągamy Popa Iwana – górę legendę, górę jedyną, niepowtarzalną …
Pop Ivan to jeden z najbardziej widokowych wierzchołków Karpat Wschodnich. Rozciąga się stąd dookolna panorama. Na wschodzie widać Połoniny Hryniawskie, dalej patrząc na południowy wschód oraz południe dostrzegamy Góry Czywczyńskie oraz Karpaty Marmaroskie. Za nimi natomiast Góry Rodniańskie, pośród których wznosi się ich najwyższy szczyt – rumuński Petrosul. Stronę zachodnią reprezentuje Świdowiec, natomiast na północy, daleko za Czarnohorą wznoszą się dzikie i trudne orientacyjnie Gorgany.
Październikowy Pop Iwan – góra ma swą historię
Dawne obserwatorium – kiedyś najwyżej położony budynek w Polsce, dziś przypominające kamienną warownię pozostałości. Budowę rozpoczęto w 1936 r. Prace przebiegające w wyjątkowo trudnych warunkach ( najpierw dowożono materiały do odległej o 70 km Worochty, skąd końmi dostarczano je na szczyt ) przyniosły stosunkowo szybkie efekty. Już w 1938 r. nastąpiło otwarcie z udziałem władz, naukowców oraz reprezentujących najbliższą okolicę Hucułów. Kierownikiem obiektu mianowano Władysława Midowicza – meteorologa oraz pasjonata turystyki górskiej. Jak na tamte czasy, wyposażenie obserwatorium stało na najwyższym poziomie, a potężny koszt inwestycji dawał spore nadzieje dla naukowców oraz astronomów. Dodatkowe koszty to : stałe zaopatrywanie placówki w żywność oraz paliwo dla kotłowni, która szczególnie w okresie zimowym musiała zapewnić bezpieczeństwo stałym mieszkańcom ” Białego Słonia „. Działalność obserwatorium im. Józefa Piłsudskiego niestety nie ułożyła się szczęśliwie zarówno dla nauki jak i jego mieszkańców. Wybuch II wojny światowej i jej tragiczne skutki nadeszły błyskawicznie – agresja Sowietów na Polskę zmusiła kierownictwo wraz z załogą do opuszczenia budynku i zejścia w dół na Węgry. Zabrano ze sobą cenne wyposażenie by nie wpadło w łapy agresora, który pojawił się tu niebawem i stacjonował przez pewien czas. Obserwatorium obdarto z resztek sprzętu niedługo po opuszczeniu żołnierzy radzieckich … W stanie ruiny pozostaje do dziś, choć ostatnio zrodziła się idea odbudowy dawnej placówki, jednak wiąże się ona z olbrzymimi kosztami. Plany odbudowy obejmują chęć usytuowania tu schroniska, stacji meteorologicznej oraz centrum sportów zimowych. Osobiście jestem sceptycznie nastawiony do i tak ciężkiego w realizacji pomysłu … Szkoda mi po prostu kolejnego pięknego miejsca w Karpatach które utraci swą potężną magię oraz niewątpliwe piękno … Widzę w wyobraźni krętą drogę asfaltową prowadzącą na szczyt, potężny parking, restaurację, głośną muzykę oraz tłumy pasujące bardziej na festyn niż w rozległe bezdroża Karpat.
Patrząc z dachu dawnego obserwatorium na grzbiet główny Czarnohory, czuję atmosferę dawnego życia placówki. Odległy kres II Rzeczypospolitej – miejsce sentymentalne, działające na wyobraźnię i powodujące ciągłą chęć powrotu na dawne ścieżki – pasterskie płaje które zaprowadzić nas mogą gdzie wyobraźnia podpowie, aż po horyzont … aż po odległy graniczny słup …
Tekst i zdjęcia: Tomasz Gołkowski
Znajdziesz mnie również na Facebooku Tomasz – Echo Karpat
Tomku fantastyczna wyprawa .Przeniosłam się w te miejsca czytając .Piszesz pobudzając wyobraźnię czytelników .Dziękuję
Witaj Basiu
Naprawdę uwielbiam góry Ukrainy, staram się tam być jeśli tylko czas pozwala. Dziękuję za dobre słowo i oczywiście zapraszam zawsze na bloga
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Przesuwasz nasze horyzonty. Poszerzasz obszar wiedzy i emocji. Dzięki.
Witam Janusz
Przyjdzie dzień że odwiedzimy wspólnie niejedno z tych mistycznych miejsc
Pozdrawiam Was 🙂
dlaczego nie ma zdjeć ze śodka obserwatorium
Obiecuję Panie Jacku że zdjęcia obserwatorium od środka, wrzucę na naszą grupę.
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję Ci, Tomku za bardzo ciekawe opowiadanie z tej mojej „wyśnionej góry”, bo tak ją po cichu nazywam… Kiedy we wrześniu 2011 stanąłem na Howerli i spojrzałem na południowy wschód, pomyślałem, że następną górą w Czarohorze będzie Pop Iwan. Przez dwa kolejne lata przymierzałem się do udziału w wyprawie na P.I. – niestety, z przyczyn obiektywnych, nie dane mi było stanąć na wierzchołku, dlatego tak chłonę każde zdanie a Twojego opowiadania…
Z kolei zamieszczone sprawozdanie z wyprawy czarnohorskiej przez p. Mariusza Birskiego (które zostawiam sobie do osobnego przestudiowania – bo tak się chodziło w tamtych , nieodległych co prawda czasach ale jakże innych pod każdym względem !), przypomniało mi, że i ja w roku 1990 uczestniczyłem w wyprawie w Gorgany, zorganizowanej przez niezastąpionego i do tej pory czynnego w turystyce, „Pigmeja” czyli Zygmunta Solarskiego z Rzeszowa. I przypomniałem sobie, że jest (a w każdym bądź razie – był) co najmniej jeden film slajdowy, który jest w posiadaniu dwóch moich koleżanek – postaram się o skany, celem zaprezentowania go w naszej Grupie.
Witam Andrzeju
Pięć lat temu miałem wybrać: Howerla czy Pop Ivan 🙂
Wtedy zdecydowałem się na Howerlę z racji tego, że była najwyższa 🙂 dopiero teraz nadrobiłem zaległości.Jeśli uda Nam się wybrać w Czarnohorę, pomyślimy o wspólnym wejściu na Popa
Cieszę się że p. Birski dał link do relacji z 9 r. Posiadam ją wprawdzie w dokumentach o górach,jednak czymś wspaniałym jest że to jeden z uczestników owej wyprawy zechciał podzielić się z nami tą relacją za co serdecznie dziękuję. Czekamy Andrzeju na naszej grupie na slajdy, dokumenty Twoje to rewelacja.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Tomaszu, jesteś niezmordowany:-) wielkie wrażenie zrobiło na mnie zdanie: …”Godzina 17:30 – jesteśmy gotowi do wymarszu. Wychodzimy z Dżembroni polną drogą chwytając ostatnie chwile dnia.” Zazwyczaj o tej porze szuka się ciepłego noclegu, a Wy jesteście naprawdę nie do zdarcia:-)
Bardzo sympatycznie i przyjemnie piszesz, zaglądam tu z ogromną przyjemnością; pozdrawiam serdecznie.
Witaj Mario
Widzisz, my w pracy często mamy takie zadania, choć prywatnie jest to jednak inny gatunek adrenaliny :). Dzięki za dobre słowo, jak zawsze zapraszam Cię serdecznie na bloga 🙂
Pozdrawiam
Bardzo, ale to bardzo klimatyczne miejsca. Chciałbym tam teraz być 🙂
Witam
Suunto, uwierz mi że ja już również 🙂
Pozdrawiam
Witam Panie Tomaszu
Mam nadzieje tak samo jak Pan ze nie beda budowane w tych gorach zadne osrodki wypoczynkowe lub narciarskie i pozostana one takie dzikie jak sa … Ze polscy turysci ktorzy tam zawitaja zobacza jeszcze slady polskiej bytnosci na tych terenach. Eh co by bylo gdyby nie wybuchla 2 wojna swiatowa i te tereny byly teraz polskie… pewnie nie bylyby takie dzikie 🙂
Pozdrawiam
Witam
Po prostu Tomek jestem 🙂
Tego się trzymajmy, nie byłyby tak dzikie, choć tragedii minionej wielkiej wojny nic nie usprawiedliwia.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
pięknie to opisałes te wspomnienia są nam bliske .
Witam
Na pewno jest co wspominać Gienku
Pozdrawiam 🙂
Piszesz, że „-całość tworzy klimat jak ze świata znanego z bajek i z baśni.” – i właśnie tak się czuję czytając Twoją notkę. Już same nazwy gór i pasm górskich brzmią baśniowo. Tak się zastanawiam, że gdyby te tereny zostały w Polsce, pewnie wyglądałyby dziś jak polska skomercjalizowana część Bieszczad, a na Pop Ivana położyliby schody. Pozdrawiam serdecznie, Dorota
Witaj
Oronim Pop Ivan ma kilka wersji. Zwany też był dawniej Czorną Horą. Później nazwa ta przeszła na całe pasmo górskie. Myślę że nie potrzeba aby tereny te były w Polsce, gdyż wkrótce jeśli nic nie stanie na przeszkodzie dawne obserwatorium zostanie wyremontowane więc zapewne infrastruktura wokół góry zniszczy magię tego miejsca.
Pozdrawiam 🙂
Aż chciałoby się zacząć baśń słowami: „dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami żył sobie Pop Iwan” 🙂 Wspaniała relacja i cudowne widoki. Jak zwykle przeniosłeś mnie na dzikie ostępy górskie, dziękuję. Pozdrawiam cieplutko 🙂
Witaj Dusiu
Pop Ivan rzeczywiście zdaje się być baśniowy, oby jego magia przetrwała, oby tereny wokół nie zostały w przyszłości zdewastowane.
Pozdrawiam Cię Dusiu
Pingback: II rocznica Karpackiego lasu - Karpacki las blog o górach
przepiekne zdjęcia jest co oglądać
Wybór był trudny, ale w końcu musiałem zdecydować które dać do artykułu.
Pingback: W Czarnohorze - wizyta u Marii Iliuk oraz marsz grzbietem Koszaryszcza - Karpacki las blog o górach
Pingback: Dwa dni przez Połoniny Hryniawskie - Karpacki las blog o górach
Pingback: Połoniny Hryniawskie. Pasmo Kryntej i Skupowej | Karpacki las blog o górach
Pingback: Korona ukraińskich Karpat – | Karpacki las blog o górach