Bieszczady Wschodnie i Czarna Repa – w krainie iluzji

Wschodnie rubieże ukraińskich Bieszczadów to miejsca mniej znane, skrywające w swych dolinach przepiękne wsie Bojkowszczyzny, zadziwiające wciąż istniejącą starą zabudową oraz sposobem życia tutejszych górali. Zniszczone drogi, stare budownictwo, kultura ludowa a w tle magiczne, drewniane cerkwie. Nad tym enigmatycznym i pełnym zagadek obszarem, unoszą się prawdziwie bieszczadzkie połoniny – wprawdzie niewysokie, jednak tutaj szczególnie widokowe. Od strony wschodniej piętrzą się potężne Gorgany, od południa natomiast bajkowa Połonina Borżawa, i w reszcie od strony zachodniej daleko hen w oddali majaczą polskie znane powszechnie Bieszczady. Czarna Repa to najwyższy wierzchołek pasma o tej samej nazwie, biegnącego od Przełęczy Beskid na zachodzie po Przełęcz Wyszkowską na wschodzie, która to odgranicza Bieszczady Wschodnie od Gorganów. Przejdziemy się dziś pośród morza mgieł ku połoninom, czy jednak zdołamy odnaleźć tam dziś cokolwiek …?

Opisywany obszar Karpat Wschodnich zawierający się w obrębie Bieszczadów Wschodnich, jest także częścią szeroko pojętej Bojkowszczyzny, której tu przedstawiony fragment dotyczy tzw. Tucholszczyzny, a swą nazwę zawdzięcza wsiom Tuchla oraz Tucholka. Obejmując kilkanaście wsi bojkowskich zawiera się ściśle w dolinach górnego Oporu oraz Orawy podchodząc pod grzbiet wododziałowy Karpat. Tucholców można określić jako wyróżniającą się lokalną grupę kilku bojkowskich wsi.

Droga przez wieś

Jedną z najpiękniejszych wsi w Karpatach Wschodnich jest ukryta w dolinie tuż pod stokami grzbietu wododziałowego wieś Jelinkowate. Wprawdzie już dziś wyrosło tu sporo nowych domów, jednak niewiele jest takich miejscowości jak ta, która skrywa jeszcze relikty starego budownictwa górskiego w Karpatach Wschodnich. Wsie sąsiednie – Rożanki : Wyżna oraz Niżna również w dużej mierze ukazują bogactwo sztuki budowlanej karpackiego ludu.

Mijamy ostatnie relikty dawnej zabudowy bojkowskiej w Jelenkowatem. Drewno i strzecha, niegdyś tak pospolite i właściwie jedyne, dziś odchodzą w zapomnienie. Takie chaty choć innego typu widywałem jeszcze w górach Rumunii oraz w bojkowskich wsiach u podnóża pasma Pikuja – najwyższego w całych Bieszczadach i zwanego również Grzbietem Wierchowyńskim.

Odnajdujemy tu również cerkiew pw. Opieki Bogarodzicy pochodzącą z 1868 roku. Wprawdzie świątynia obita jest blachą zastępującą gont, jednak to wspaniały zabytek. Na Bojkowszczyźnie wschodniej ogromna niestety ilość drewnianych cerkwi potencjalnie zasługująca na miano zabytku klasy UNESCO, została niechlujnie przebudowana lub obita sidingiem. Tuż obok świątyni zachowała się dzwonnica z okapem oraz galeryjką, którą wieńczy ośmioboczny dach namiotowy.

Będąc powyżej wsi zwracamy uwagę na samotny krzyż pod lasem, którego ściana zamyka niewielką, lecz malowniczą polankę od południowej strony. Stary krzyż pokrywa rdza, a jej niewielki postument kruszeje – nie widać dat ani inskrypcji, stoi więc pewnie wystarczająco długo aby czas i niepogoda mogły zatrzeć wszystko.

Ścieżka gubi się tuz przy ścianie lasu, musimy więc odszukać inną trasę. Dostrzegamy ją nieco dalej na prawo. Okazuje się być  solidną drogą szutrową bezsprzecznie kierującą nas w stronę grzbietu głównego.

Kamienista dróżka biegnie w stronę przełęczy. Nadchodzi zmiana pogody – przejrzyste dotychczas niebo przesłaniają ciężkie chmury a temperatura obniża się. Zapowiadająca się atrakcyjna widokowo trasa przeradza się w ponurą, jednak zagadkową wędrówkę przytłoczoną ciężarem chmur wiszących nad otaczającym nas wokoło masywem górskim.

Idąc w stronę połonin obracamy się za siebie – tam jeszcze stosunkowo przejrzysta aura pozwala dostrzec majaczące w oddali pasmo Beskidów Skolskich.

Widoczna przebyta przez nas droga, jest być może jednym z kilku dawnych gościńców prowadzących już przed wiekami z Rusi Czerwonej na Węgry. My tymczasem dochodząc nią na grzbiet główny kierujemy się w oparciu o mapę na lewo ku Czarnej Repie, jednak gps wskazuje kierunek przeciwny – na zachód. Nie jestem w stanie uwierzyć, ale decydujemy się iść wedle satelitarnej nawigacji, by po kwadransie stanąć na rzekomym szczycie Czarnej Repy. Mgła jest potężna, nie widać nic, żadnego charakterystycznego detalu, widoków również jakichkolwiek brak.

Obraz ekranu nie chce przedstawić nic innego – Czarna Repa, choć kierunek miał być przeciwny … Pierwsza iluzja, prawda czy fikcja? Wiemy gdzie jest Zakarpacie, pewni jesteśmy Obwodu Lwowskiego. Również kierunki : wschodni jak i zachodni doskonale kojarzymy, ale Czarna Repa nie tu miała mieć według nas swą lokalizację. Stoimy w miejscu niespecjalnie wybitnym, to mały garbek na dość spłaszczonym na tym odcinku grzbiecie głównym, zadziwia mnie to tym bardziej, że zdobywany dziś przez nas wierzchołek jest najwyższym w całym paśmie o tej samej nazwie.

Postanawiamy wracać tą samą trasą, modyfikując ją jednak nieznacznie na mniej więcej środkowym jej odcinku. Jakież było nasze zdziwienie gdy po dwóch godzinach marszu znaleźliśmy się … na Zakarpaciu.

Nowoselicia … Tego się nie spodziewaliśmy. Od przeszło pół godziny nie możemy ustalić właściwej ścieżki zastanawiając się czy ostatecznie znajdziemy się w punkcie wyjścia w góry, czy też w sąsiedniej Rożance Wyżnej, ale przecież Nowoselicia położona jest na Zakarpaciu, po drugiej stronie grzbietu wododziałowego. Nie mogliśmy go przekroczyć, przecież ze szczytu schodziliśmy na tę samą stronę z której przyszliśmy. Owszem pobłądziliśmy nieco, ale nie przekraczaliśmy grzbietu na południową stronę ani nie wspinaliśmy się raz jeszcze w górę. Mało tego schodząc w dół cały czas mieliśmy przed oczyma w oddali pasmo Beskidów Skolskich … Prócz słów przez myśl przechodzą niedowierzanie i wątpliwości ile czasu zajmie nam ponowne wejście na grzbiet i powrót do Jelinkowatego? Może to żart, tabliczka z nazwą wsi przeniesiona wraz z herbem Zakarpacia … Idziemy w kierunku osady spytać o drogę, nic innego nie jesteśmy w stanie teraz wymyślić. W jednym z gospodarstw kobieta otwiera nam drzwi i wysłuchuje z uwagą co chcemy przekazać. Woła po chwili syna i zapewnia że on nas przeprowadzi – około kilometr w górę na niewielką przełęcz, następnie w dół do Jelenkowatego. Chłopak kieruje nas w górę i po kwadransie oznajmia –  dalej w górę, następnie z przełęczy w dół.

Wychodzimy na niewielką przełęcz, i dostrzegamy po chwili drogę w dół, kojarzymy również że przed niecałą godziną staliśmy na niewielkim grzbiecie około dwustu metrów od tego miejsca, ale wciąż nie rozumiemy dlaczego znaleźliśmy się na zakarpackiej stronie …

Więc przyszliśmy stamtąd – z położonej na wprost drogi przebiegającej przez widziany na zdjęciu pagórek, poniżej którego z drugiej jego strony przebiegała taka sama ścieżka od Jelenkowatego. Wracając ze szczytu wróciliśmy się w to samo miejsce na niewielką przełączkę, skręciliśmy jednak w dół nieco na prawo uznając że będzie łatwiej ominąć to małe wzniesienie i zejść do wsi. Jakkolwiek rozumiem że mogliśmy przez to nieco zejść z trasy i pobłądzić schodząc ostatecznie nie w zamierzoną dolinę, tak nie rozumiem jak mogliśmy znaleźć się na stronie zakarpackiej – przecież nie zawracaliśmy na grzbiet główny i nie schodziliśmy z niego na drugą, jego południową zakarpacką stronę.

Beskidy Skolskie w oddali, a nad nimi ciężkie chmury. To charakterystyczne pasmo widzieliśmy oglądając się za siebie podczas marszu na grzbiet główny ku połoninom. Schodząc z niego, widzieliśmy je powtórnie, jak więc wytłumaczyć fakt że znaleźliśmy się nagle w zakarpackiej Nowoselicy?

Na grzbiecie głównym. Fatalne warunki, brak jakichkolwiek widoków. Wiemy tylko że wyszliśmy na grzbiet od strony galicyjskiej widocznej na zdjęciu po lewej stronie skąd widzimy zakręt drogi. Po prawej stronie jest już Zakarpacie. Wracając z połonin skręciliśmy w lewo na tę samą ścieżkę przyjmując za logiczne iż schodzimy na stronę galicyjską, mimo to znaleźliśmy się na Zakarpaciu … Nie jestem w stanie nadal tego wytłumaczyć.

Na tej przełęczy z kolei przeżyliśmy chyba największy poziom dezorientacji. Tam za tą górą w oddali znajdują się niewidoczne z racji mgły połoniny. Stamtąd więc zeszliśmy idąc w stronę jak sądziliśmy Jelenkowatego. Okazałało się że mijając gruzawika wraz z pracującymi przy nim ludźmi podchodząc lekko na widoczną w dolnym kadrze zdjęcia dróżkę zbiegającą po chwili w dół znaleźliśmy się w Nowoselicy. Jakie było nasze zdumienie, gdy okazało się że wracając od tej zakarpackiej wsi z powrotem nieco pod górę na widoczną przełączkę, tylko nieco bardziej na lewo od dołu patrząc na zdjęcie przekroczyliśmy ten mały grzbiecik i zeszliśmy w dół do Jelenkowatego już po galicyjskiej stronie nie wchodząc wcale z powrotem na grzbiet główny (jak sądzimy) – tak jakby dolina docelowej wsi znajdowała się między Nowoselicą za niewysokim pasmem ale poniżej grzbietu głównego – nie jestem w stanie tego inaczej ( lepiej ) przedstawić … nowy Trójkąt Bermudzki … ?

Wychodząc na grzbiet połoninny mijaliśmy tę skałę. Wracając z powrotem skręciliśmy przed nią nieznacznie w prawo, w dół widząc ją, a mimo to znaleźliśmy się na zakarpackiej stronie. To kolejny dowód że nie przekraczaliśmy grzbietu głównego – iluzja …?

Niestety przytoczone argumenty nie mogą usprawiedliwić naszych błędnych decyzji. Wszystko co zostało opisane, wydarzyło się zupełnie przypadkiem. Schodząc z grzbietu głównego zaryzykowaliśmy w pewnym momencie wyborem pozornie łatwiejszej ścieżki, przez co wykręciliśmy za bardzo na wschód nie biorąc pod uwagę iż przełęcz która nas zwiodła, była rzeczywiście ogromnym obniżeniem, powodującym iż nie mogliśmy uwierzyć, że idąc dalej błędnie przekroczyliśmy na tym właśnie obniżeniu grzbiet główny, który sprawiał wrażenie bocznego łącznika i zeszliśmy na stronę zakarpacką. Dzięki jednak temu obniżeniu, czas naprawienia błędu i odbicie się niemal od dna z pozycji zakarpackiej Nowoselicy był znacznie skrócony. Ostatecznie po 40 – tu minutach marszu, znaleźliśmy się przy krańcowych zabudowaniach wsi Jelinkowate, z której to rano wyruszyliśmy w góry. Przyznam że nie zdarzyło nam się nigdy w ten sposób pomylić. Specyficzne ukształtowanie terenu i niewłaściwy moment zagapienia spowodowały pomyłkę, która zdawała się być brzemienna w skutkach. Byliśmy przez chwilę pewni że być może do zmroku nie będziemy w stanie nadrobić straconego czasu. Przez wszystkie lata górskich wędrówek człowiek doznaje uczucia braku doświadczenia … Również nie zobaczyliśmy tego dnia zbyt wiele, choć powrócimy tu wiosną i zejdziemy raz jeszcze tą przedziwną trasą.

Zakończenie na przełęczy która nas zwiodła

Interesującym szczegółem jest krzyż węgierski na feralnej dla nas niewielkiej przełęczy między Nowoselicą a Jelenkowatym. Inskrypcje są dość widoczne, jednak nie potrafimy ich odczytać, gdyż zawierają słowa pisane w języku węgierskim. Kamienny krzyż jest najprawdopodobniej zwieńczeniem niewielkiego kurhanu. Stojąc tam wówczas, nie byłem w stanie nic więcej wyjaśnić na jego temat. Minęło kilka miesięcy, a ja dzięki pomocnej duszy ( dziękuję Ula ) dowiaduję się iż węgierskie inskrypcje oznaczają że : spoczywa w rzeczonym miejscu 17 węgierskich legionistów bohaterów – rok 1919. Być może dowiem się w przyszłości o tym miejscu więcej.

Tekst i zdjęcia : Tomasz Gołkowski

W wędrówce uczestniczyli : Tomasz Gołkowski oraz Janusz Wojtasiewicz

 

Share Button

8 komentarzy do “Bieszczady Wschodnie i Czarna Repa – w krainie iluzji

  1. jacek przewodnik świętokrzyski

    TOMEK nie martw się . Ciężko czytało się to wspomnienie ale ja ci powiem że bedąc na Nocnym Rajdzie Radomskim w czerwcu 1967 roku w Górach Świętokrzyskich też pobłądziłem tak samo jak ty . Chodziłem dookoła góry ZELEJOWEJ koło Chęcin .Na końcu był ubaw bo po 3 godzinach marszu po polach i w lesie wyszliśmy koło kapliczki gdzie zaczynaliśmy marsz o 22.00 wieczorem .Pamiętam to zdarzenie jak dziś gdy przeczytałem Twoją relacje. I powiem więcej nie mam pojęcia jak to się stało co prawda to była noc tylko kięż.yc marnie świecił .Jacek

    Odpowiedz
    1. Tomasz

      Witam
      Jacku nie martwię się. Po prostu specyficzne ukształtowanie terenu i brak koncentracji z naszej strony wyprowadziły nas na drugą stronę niespodziewanie.
      Pozdrawiam serdecznie

      Odpowiedz
  2. Antoni

    Dla mnie tereny nieznane bo nie miałem jeszcze możliwości bycia tam. Dzięki, że o rubieżach Bieszczadów Wschodnich mogę tu poczytać i zapoznawać się z nimi.
    Fajnie też opisałeś, Tomku, dylematy z rozwiązywaniem problemów związanych z pobłądzeniem. Zdarza się to przy złej pogodzie i kiepskiej widzialności, tym bardziej w górach takich jak te. Takie przygody jednak pozostają na dłużej w naszej pamięci i pogłębiają doświadczenie. A Ty masz już olbrzymią praktykę z orientacją w terenie i zdolności analityczne, a także szacunek do tych gór więc szybko wyciągnąłeś wnioski i znalazłeś przyczynę. Życzę aby następna wyrypa w tych górach obfitowała w piękną pogodę i świetną przejrzystość powietrza – dla dalekich widoków i pięknych zdjęć.
    Pozdrawiam – Antoni.

    Odpowiedz
  3. Maria z Pogórza Przemyskiego

    We wsi Jelinkowate dachy domów bardzo podobne do stromych strzech w górach Apuseni w Rumunii, tylko tam jeszcze bardziej strzeliste; bałabym się takiego pobłądzenia, nie miałabym sił na powrót, a poza tym trochę panikuję:-) ciekawy krzyż węgierski, rok 1919, a więc rok po Wielkiej Wojnie, ciekawe, co tam się wydarzyło; pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
    1. Tomasz

      Witaj Mario
      Trochę rzeczywiście podobne te chaty, jednak strzech jest już bardzo , bardzo mało. Być może o krzyżu dowiem się jeszcze pewnych rzeczy wkrótce.
      Pozdrawiam Cię serdecznie

      Odpowiedz
  4. Wojtek Beskidnik

    Fajna relacja i ciekawe przeżycia. Końcem sierpnia jechałem rowerem pasmem Wysokiego Wierchu i Czarnej Repy ze zjazdem na „Przełęcz z Krzyżem”. Chłopaki, którzy paśli tam krowy mówili, że to mogiła żołnierzy węgierskich. Mam wątpliwość czy krzyż jest z 1919r, bo dwie ostatnie cyfry nie są zbyt czytelne.
    Rozpoznaję miejsce z pagórkiem, które widnieje na zdjęciu z turystą w czerwonej bluzie. Znajduje się w niewielkiej odległości od głównego grzbietu. Pamiętam, że wyjechałem na ten pagórek, a potem wróciłem i objechałem go z prawej strony. Nie miałem żadnych problemów orientacyjnych, bo była wspaniała, słoneczna pogoda. Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
  5. Tomasz Autor wpisu

    Witam
    Miałem nadzieję wybrać się na Czarną Repę ponownie na przełomie września/października, ale niestety nie znajdę już czasu. Może w przyszłości krzyż zostanie wyczyszczony i wtedy poznamy prawdę – wydaje się że 1919 r. choć może pochopnie tak napisałem. Życzę wielu wspaniałych wędrówek.
    Pozdrawiam serdecznie
    Tomasz Gołkowski

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.