„Naprzeciw Tatr, między doliną nowotarską, a wężowatą kotliną Raby, wspięło się gniazdo dzikich Gorców. Od romantycznych Pienin rozdzielał je wartki kamienicki potok, a od spiskiej krainy odgraniczył je bystry Dunajec. Samotnie stoją nad wzgórzami.” – Władysław Orkan – piewca Gorców.
Gorce…tak Władysław Orkan przedstawiał swoje ukochane góry. Wybrałem się w to piękne pasmo spontanicznie. Jadąc pociągiem do Nowego Sącza, głowiłem się, jaki będzie ostateczny cel mojej podróży. Wybór był bardzo ciekawy, Beskid Niski, Sądecki, Pieniny, Gorce. Te ostatnie wybrałem ze względu na to że nie było mnie tu ładnych kilka lat i myślę że dobrze zrobiłem, wysiadając na drugi dzień nad ranem, z autobusu relacji Nowy Sącz – Krościenko.
Tylmanowa – godzina 05:15. Wchodzę na zielony szlak, który zaprowadzi mnie na Lubań ( 1211 m n.p.m.). Jest jeszcze ciemno, zapalam czołówkę i wspinam się dość żywo, aby rozbudzić się i rozgrzać jednocześnie. Szlak początkowo dobrze oznakowany, w pewnym momencie zaczął mnie zawodzić, szedłem intuicyjnie, zaglądając coraz częściej do mapy. W ten sposób mijały długie chwile ostrego marszu pod górę.
Gdy na niebie ukazał się świt, byłem już dość wysoko. Oznakowanie stało się zadowalające, choć brakowało całkowicie drogowskazów informujących o czasach przejścia do danego miejsca.
Patrząc na wschód, czuję że pogoda będzie piękna tego dnia, jeśli oczywiście góry nie pokażą swoich kaprysów. Póki co jest jeszcze zimno, a wiatr nieprzyjemnie zawiewa na ukazujących się co pewien czas polanach.
Pojawił się pierwszy śnieg, nie ma go jednak zbyt wiele, idzie mi się całkiem dobrze, ścieżka jest przetarta, mimo że turystów na szlaku nie widać dzisiaj wcale.
Ukazał się piękny, fantastyczny widok na Tatry. Wschodzące słońce, zostawiło swój nikły blask na konturach dumnej i groźnej potęgi
Robi się coraz bardziej zimowo, od pólnocnego zachodu nadciągają ciemne chmury, południowa i wschodnia strona pozostaje jednak niezmiennie słoneczna.
Aura rozpala moją wyobraźnię: co też musi dziać się na Lubaniu…? Zastanawiam się pokonując kolejne etapy mojej wędrówki.
Widzę Beskid Sądecki, gdzieś w oddali majaczący na wschodzie. Oglądam się po chwili na lewo i widzę Beskid Wyspowy z Mogielicą ( 1171 m n.p.m. ) bardzo, bardzo daleko…
Wchodzę w las i widzę drogowskaz, który informuje mnie, że pozostało 10 minut do celu. Śniegu tu było już więcej, a ścieżka stała się wąska, pokonuję jednak dość sprawnie ten etap myśląc o odpoczynku.
Zatrzymało mnie jednak piękne okno na Tatry. Stałem tak sobie dość długą chwilę zapominając że to tylko namiastka tego co czeka mnie na wierzchołku Lubania…
A na wierzchołku sceny jak z bajki, Lubań pokazał jakim jest wspaniałym punktem widokowym, uważam że jednym z najlepszych w Beskidach. Pragnę teraz odpocząć i delektować się widokiem na najsłynniejsze góry Polski.
Ciemna chmura nad górami doskonale wkomponowała się w otaczające mnie miejsce.
Ostatnie chwile na Lubaniu spędzam na ustaleniu kierunku marszu. Mam do wyboru zejście zielonym szlakiem do Grywałdu, lub czerwonym do Krościenka. Decyduję się na czerwony, ze względu na to że łatwiej będzie złapać stamtąd autokar do Nowego Sącza, jak i zjeść gorący obiad w jednej z knajpek tego pięknie położonego miasteczka.
Zbieram się do wymarszu ostatni raz spoglądając w stronę południa…
Czerwony szlak prowadzący do Krościenka dał mi dużo radości – gdy co pewien czas otwierały się polany raz po lewej, raz po prawej stronie, z widokami na Beskid Sądecki lub na Tatry które popołudniową porą, stopniowo pogrążać zaczęły się we mgle
Zejście do Krościenka jest naprawdę bardzo widokowe, trzeci już raz schodzę tędy zimową porą i za każdym razem pożeram wzrokiem widoki na Tatry , Pieniny oraz Beskid Sądecki.
Wędrówka dobiegła końca. Jestem w Krościenku, czeka mnie teraz zasłużony obiad w restauracji nieopodal rynku. Niedługo później wsiadam do autokaru, który zawiezie mnie do Nowego Sącza, tam kolejna przesiadka, tym razem na pociąg do Tarnowa, w którym przesiądę się po raz ostatni w tym dniu na pośpieszny do Przemyśla. Taki skomplikowany i męczący powrót do domu utwierdza mnie w przekonaniu, jak ważne są dla mnie góry. Mam wielką nadzieję, że w ten sposób rozpoczęty Nowy Rok, jest tylko preludium do tego, co czeka mnie przez najbliższe 12 miesięcy, na karpackich szlakach i bezdrożach. Gorczańskie ścieżki, poczekają teraz na mnie do wiosny. Mam wielką ochotę spędzić kilka majowych dni w Ochotnicy – ogromnej wsi położonej w głębokiej dolinie potoku, o nazwie tej samej, jaką nosi ta klimatyczna, górska wioska.
Na koniec zamieszczam krótki film
Tekst, zdjęcia oraz film: Tomasz Gołkowski
Znajdziesz mnie również na Facebook
Podziwiam wszystkich zdobywców szczytów. Niesamowita i trudna pasja. Góry trzeba czuć intuicyjnie, kochać i wydaje mi się, że ta miłość do gór doprowadza wielu do zguby. Ale tu nie ma nic do rozumienia. To jest prawdziwe oddanie temu co się robi i lubi.
Tak, przez niezrozumiałą miłość, nawet alpiniści popełniają błędy. Zawsze jednak zaznaczam że należy postępować rozsądnie, nie walczyć z samą przyrodą, tylko się dostosować. Wtedy wypadków będzie znacznie mniej, i nawet gdy nie da się czasem w góry pójść to ta miłość pozostaje. To tak jak np. kochasz filmy a nie zostaniesz aktorką.
Pozdrawiam 🙂
Piękny początek roku 🙂 Cudowne widoki, Orkan pięknie to opisał i jak widać na Twoich zdjęciach miał rację 🙂
Twoje plany na maj wywołują u nas cudowne wspomnienia. Mamy w Ochotnicy miejsce, które odkryliśmy dwa lata temu i do którego wracamy i tęsknimy. To przysiółek Studzionki, przy czerwonym szlaku z Lubania w kierunku Przełęczy Knurowskiej, a tam gospodarstwo agroturystyczne, gdzie dowodzi pani Ela.
Jeżeli ktoś chce dobrze i tanio spać, i jeść, a o świcie popatrzeć na Tatry to tylko tam.
Pozdrawiamy.
Powiem Wam szczerze że wiele lat temu też miałem takie swoje miejsce w Ochotnicy, wysoko położone, blisko stamtąd było na Gorc. Niestety długo nie było mnie później w kraju i ciężko byłoby mi teraz odnaleźć ten dom po latach. Jeśli jednak zechcielibyście dać namiar, to z chęcią skorzystam z polecanego przez Was noclegu. Pozdrawiam 🙂
Lubań – bardzo dobry wybór! 🙂 Piękna aura Ci się trafiła. Jakiś czas temu szliśmy tym samym szlakiem z Tylmanowej i też nie spotkaliśmy żywej duszy. Muszę się jeszcze wybrać szlakiem z Krościenka, skoro taki widokowy 🙂
Ten z Krościenka naprawdę robi wrażenie. Zobaczycie okienka na Tatry jak i Beskid Sądecki, choć jest dość męczący, przynajmniej tak często słyszę o nim, bo dla mnie to bez różnicy :). Ten z Tylmanowej również jest bardzo piękny 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ciekawa byłam wyprawy w Gorce; swój środek lokomocji jest dobry, ale zazwyczaj trzeba robić pętelkę i wrócić w to samo miejsce, z kolei bez auta idzie się, gdzie się chce; tylko połapać potem te powroty do domu trudniej; pogoda sprzyjała Twojej wyprawie, dziś pewnie wszystko zasypane głębokim śniegiem; pozdrawiam serdecznie.
Witaj Mario
Czasem sobie myślę że rzeczywiście jadąc autem byłoby łatwiej. Jednak dokładnie jest tak jak napisałaś. Auto bywa sporym kłopotem, gdy nie możesz po prostu wędrować beztrosko i wsiąść w autobus tam gdzie Ci fantazja podpowie. Wszystko ma swoje wady i zalety, niestety :). Ale mi się zrymowało hah. Pogoda była doskonała, to prawda, a w Gorce zaplanuj kiedyś wycieczkę. Polecam takie miejscowości jak: Ochotnica, Koninki, czy też Tylmanowa leżąca pomiędzy Gorcami a Beskidem Sądeckim.
Pozdrawiam serdecznie
Fajna wędrówka. W Gorcach byłem raz i to latem, więc nie miałem takiego ładnego widoku na Tatry jak Ty.
Śniegu wcale tak mało nie było jak na tą zimę 😛
W Gorcach przemierzyłem wszystkie szlaki to lata 1965-1970 okres studiów w Krakowie a wcześniej w 1960-1961 byłem w Koninkach w domu Orkana gdy był jeszcze prywatną własnością pasierba Orkana ten pan był profesorem w Poznaniu opowiadał mi że do Orkanówki przyjeżdzamy tylko na miesiące letnie i właśnie byłem wtedy w lipcu.Matka tego Pana była drugą żoną Orkana .Jacek przewodnik świętokrzyski